Gdyby nie propozycja zrecenzowania Dobrego wychowania (tutaj), pewnie szybko nie sięgnąłbym po najlepszą powieść Amora Towlesa. Pamiętam, że zaraz po wydaniu miałem w planach Dżentelmena w Moskwie, ale w natłoku innych książek do przeczytania na wczoraj, ten tytuł mi umknął. Potem wpadały mi w oko same zachwyty nad powieścią, ale wciąż nie czułem się przekonany, aby po nią sięgnąć. I jak mówi stare powiedzenie Lepiej późno niż wcale – druga powieść amerykańskiego pisarza okazała się tak dobra, jak pisali o niej zachwyceni czytelniczy i trafiła w mój literacki gust od pierwszych stron. To zaskakujące, jak może wciągnąć fabuła, w której zasadniczo niewiele się dzieje. Dość napisać, że właściwie nie byłem w stanie odłożyć powieści, tak dobrze mi się ją czytało. Również dzięki przekładowi. Annę Gralak, tłumaczkę Dżentelmena w Moskwie, cenię za choćby prozę Ann Patchett i także tym razem byłem zachwycony lekkością języka oraz niewymuszoną elegancją tekstu, tak udanie korespondującego z charakterem głównego bohatera powieści.
O tym, jak wyglądała codzienność w bolszewickiej Rosji, można dowiedzieć się z lekcji historii oraz z biografii poetów, który mieli czelność przeciwstawić się nowej władzy. Działalność na przekór wytycznym płynącym wprost z Kremla, naraziła na wielkie niebezpieczeństwo hrabiego Aleksandra Iljicza Rostowa, który nie dość, że mógł poszczycić się arystokratycznym pochodzeniem, do tego napisał wiersz nie w smak rewolucjonistom – za co spotkała go zasłużona kara. Jednak zamiast śmierci lub wywózki na Syberię, został skazany na niebyt w postaci aresztu domowego w niewielkim pokoju na poddaszu luksusowego hotelu Metropol. Dla wszystkich innych taki wyrok sądu byłby tragedią, dla hrabiego Rostowa – początkiem nowego życia, na ograniczonej do minimum powierzchni. Mogło być gorzej, ale wrodzony optymizm bohatera, a przede wszystkim staranne wychowanie pomagają mu przetrwać w budowanej na nowo postrewolucyjnej rzeczywistości.
Dżentelmen w Moskwie to jedna z tych powieści, od których trudno się oderwać. Przyznam, że pomysł, aby całą fabułę zamknąć świecie przedstawionym ograniczonym do jednego (bardzo dużego i z licznymi zakamarkami, ale jednak) budynku wydawał mi się karkołomną konstrukcją. Towles jednak wychodzi obronną ręką, głównie za sprawą tytułowego bohatera, oraz towarzyszących mu ludzi, pracowników i gości hotelowych. Wykształcony, inteligentny, ironicznie zdystansowany hrabia Rostow to bohater, którego urokowi trudno się oprzeć. Stoicki spokój, z jakim podchodzi do przeciwności losu, empatia oraz ta specyficzna rosyjska melancholia sprawiają, że śledzenie jego losów okazuje się być czystą czytelniczą przyjemnością. Rostow to przede wszystkim encyklopedyczny przykład dżentelmena, któremu nie przystoi użalanie się nad sobą, tylko działanie na rzecz innych. To, że aktualna władza zdegradowała go do roli byłego człowieka nie zwalnia hrabiego z posługiwania się wiedzą, manierami oraz inteligentnym humorem. Oczytany i elokwentny, Rostow bez problemu zaprzyjaźnia się z obsługą hotelu, romansuje (ale dyskretnie), nawiązuje bliskie relacje z ludźmi, których los, z różnych powodów, zaprowadza w gościnne progi luksusowego Metropolu.
Co prawda Amor Towles skupia się na osobie hrabiego i jego przyjaciół, ale nie zapomina także o upływającym czasie, przywołując na kartach powieści zmieniającą się radziecką rzeczywistość. Przedstawia fakty i postaci historyczne, splatając fikcyjne losy swoich bohaterów z prawdziwymi wydarzeniami. Z racji permanentnego aresztu domowego nie dotyczą one bezpośrednio Rostowa, ale jego przyjaciół już tak. Autor Dżentelmena w Moskwie skupia się przede wszystkim na wpływie nowej władzy na literaturę i szeroko rozumianą kulturę oraz na obyczajowość – obywateli, polityków, bolszewickiej elity. Odczytuję tę książkę także jako hołd złożony rosyjskiej literaturze, o której bohaterowie emocjonalnie dyskutują. Swoją drogą, punkt wyjścia fabuły – kara za napisanie wywrotowego wiersza – przypomina prawdziwą historię Osipa Mandelsztama, który w taki sam sposób naraził się Stalinowi. Różnych smaczków w tej powieści jest więcej, wystarczy dobrze wczytać się w poszczególne rozdziały.
W gruncie rzeczy, mimo dramatycznej sytuacji hrabiego (areszt domowy, utrata majątku i zdemolowanie przez rewolucję arystokratycznego świata) bohater nie traci pogody ducha, czerpiąc radość z wykwintnej kuchni Metropolu, mądrych rozmów oraz drobiazgów, z których składa się codzienność. Owszem, Dżentelmen w Moskwie przedstawia wyidealizowaną wizję rzeczywistości, ale czytelnik wyłapuje tę konwencję nieomal natychmiast. Jeśli się na nią zgadza, czeka go niezwykle sympatyczna, momentami zaś urocza i refleksyjna ponadczasowa opowieść o niezłomności ludzkiego charakteru, harcie ducha tkwiącym w przekonaniu, że zawsze warto być po prostu uczciwym. Tym razem, bez zastrzeżeń, dołączam się do wszystkich zachwytów, w oczekiwaniu na nową powieść Amora Towlesa. Wiem, że autorowi nie będzie łatwo przeskoczyć wysoko postawionej poprzeczki, ale to nie szkodzi, bo kto wie, czym tym razem nas zaskoczy? Czytajcie, bo Dżentelmen w Moskwie to balsam dla duszy!
Informacje o książce
autor Amor Towles
tytuł Dżentelmen w Moskwie (A Gentleman in Moscow)
przekład Anna Gralak
Wydawnictwo Znak Literanova 2017
Nowalijki oceniają 6/6