Jeszcze zanim sięgnąłem po Jesień (tutaj), przeczytałem dużo dobrego na temat jej autorki, Ali Smith. Finalistka Nagrody Bookera uchodzi za jeden z ciekawszych głosów w szeroko rozumianej współczesnej literaturze pięknej. Tetralogia Pory roku to cykl – eksperyment, w którym autorka splata powieść obyczajową ze sztuką, historią i komentarzem do aktualnych, w momencie pisania, wydarzeń na świecie. To wszystko właśnie w rytm zmieniających się pór roku. Jesień, choć do końca nie rozumiem, na czym polega jej fenomen, sprawiła, że jednak zdecydowałem się przeczytać Zimę. I tu wielkie, już tylko pozytywne, zaskoczenie. Tej książki nie potrafiłem odłożyć, tak bardzo wciągnęła mnie, dość niełatwa w narracji, proza Smith. Może to zasługa dobrze napisanych bohaterów, może liczny odwołań do sztuki (a precyzyjniej – do literatury), w każdym razie po Zimie czekam na kolejne odsłony Pór roku. Na pozytywny odbiór drugiej części cyklu ogromny wpływ ma z pewnością świadomość, czego spodziewać się po Smith, szczególnie w warstwie konstrukcyjnej jej prozy.
W Jesieni było to trudne, w Zimie – już niekoniecznie. Co? Zarysowanie fabuły. Zauważyłem bowiem, że choć powieści Smith zbudowane są na ciągu przyczynowo – skutkowym, to już czas i jego następstwa są dla autorki drugorzędne. Sophia Cleves, szykuje się do świąt Bożego Narodzenia, co w jej przypadku oznacza wydanie przyjęcia dla jedynego syna i jego dziewczyny. Oboje przyjadą do starszej pani z Londynu. To nie jest dobry moment dla Arthura, owego syna, który przeżywa właśnie kryzys w związku, czego efektem jest nie tylko rozstanie z wieloletnią partnerką, ale także jej sabotaż twitterowego konta niezbyt niedojrzałego emocjonalnie Arthura. Ten natomiast, chcąc uniknąć tłumaczenia się przed matką, wyjeżdża na święta z obcą dziewczyną, która ma udawać Charlotte. Na domiar złego, do domu Sophie przyjeżdża także jej siostra Iris, z którą kobieta jest skonfliktowana od lat.
Pobieżny rys fabuły Zimy może przywoływać na myśl literaturę lżejszego formatu, ale takie uproszczenie byłoby sporym nadużyciem interpretacyjnym. Owszem, Smith proponuje powieść obyczajową, w której na czynniki pierwsze rozkłada zarówno relacje rodzinne, jak i historię – zarówno tę wielką, jak i prywatną, dotyczącą przeszłości jej bohaterów. Narracja, jaką stosuje Ali Smith, wymaga od czytelnika przyzwolenia na nielinearność i fragmentaryczność, obecność fragmentów realistycznych i na pograniczu rzeczywistości. Bohaterowie Zimy wspominają przeszłość, próbują dokonać rozrachunku z minionymi czasami, starają się zrozumieć rzeczywistość, czy wytłumaczyć (głównie sobie) zmiany dynamicznie zachodzące w świecie. Sophie Cleves odznacza się ostrym jak brzytwa i sarkastycznym poczuciem humoru, jednocześnie mając świadomość, że bywa męcząca i dla siebie, i dla innych. Z pozoru zostaje w opozycji do starszej siostry, kiedyś bardzo jej bliskiej. Iris, niegdysiejsza aktywistka, przeciwniczka bomby atomowej, do dziś nie straciła rezonu, czym imponuje lekko wycofanej Sophie. Arthur, który ledwo pamięta nieżyjącego ojca, to typowy przedstawiciel młodego pokolenia – niepewny swojej przyszłości; wprawdzie zawodowo zajmuje się weryfikacją praw autorskich, ale i prywatnie analizuje: a to relacje z matką, a to swoją sytuację w związku. I starsze, i młodsze pokolenie zastanawia się (podobnie jak w Jesieni) nad skutkami brexitu, ocenia szkodliwość prezydentury Trumpa, przywołuje wojnę w Syrii i kryzys emigracyjny. Sporo miejsca w powieści zabierają wspomnienia z Pokojowego Obozu Kobiet Greenham Common, który swoją działalność rozpoczął w 1981 roku.
Zima okazała się powieścią na swój sposób zabawną, głównie dzięki Sophie i jej sarkazmowi, ale tak naprawdę każda z postaci w powieści dokłada coś od siebie. Nie jest oczywiście tylko tak, że druga w cyklu Pór roku powieść Ali Smith opiera się na jedynie na zgryźliwym, ale i przy okazji celnym opisie rzeczywistości. Elementy publicystyczne są oczywiście widoczne w książce, ale to także opowieść o sztuce – w Jesieni bohaterką była malarka Pauline Boty, w Zimie jej miejsce zajmuje rzeźbiarka Barbra Hepworth. Ale w tej części dominuje jednak literatura. Przywołanie już na początku Opowieści wigilijnej nie tylko wprowadza czytelnika w świat z pogranicza absurdu (motyw głowy), ale i każe być czujnym, bo w jakimś sensie konstrukcja Zimy opiera się na odwołaniu do tekstu Dickensa. Obok niego przewija się także Keats i Szekspir, co w połączeniu z wątkami obyczajowymi, wspomnieniami oraz aktualnym komentarzem do wydarzeń politycznych, tworzy mieszankę wybuchową. Jej siłę rażenia paradoksalnie łagodzi narracja zbudowana ze swobodnego ciągu myśli i wspomnień, strumienia świadomości przeplatanego licznymi retrospekcjami, tropami i aluzjami. Kluczem do interpretacji i zrozumienia tej, momentami karkołomnej konstrukcji, są odwołania do tytułowej zimy, czasu marazmu, pozornej śmierci i nieustającej ciemności. Motyw martwego świata, życia i przede wszystkim sztuki miesza się z obawami bohaterów o przeszłość, świadomością przemijania i wrażenia, że dobrze już było. Inny jest wspołcześnie stosunek ludzi do sztuki, inaczej wyglądają, coraz bardziej odhumanizowane relacje społeczne, spotęgowane powszechniejszymi problemami z komunikacją międzyludzką. Czy zatem nie ma nadziei? A wspomniany przeze mnie humor i sarkazm to tylko efekt nadinterpretacji? Niekoniecznie. Każda zima, nawet ta najsroższa kiedyś się kończy. Ali Smith nie zostawia czytelnika bez promyka nadziei. Może czyni to na swój sposób, przewrotnie i z przymrużeniem oka, może nawet złośliwie (a co jej szkodzi?), ale sugeruje, żeby się nie podawać. Ja jej wierzę.
KUP KSIĄŻKĘ NA WWW.EMPIK.COM – DZIĘKUJĘ!
Informacje o książce
autorka Ali Smith
tytuł Zima
tytuł oryginału Winter
przekład Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo W.A.B
miejsce i rok wydania Warszawa 2021
liczba stron 320
egzemplarz recenzencki
Nowalijki oceniają 5/6
Dziękuję Wydawnictwu W.A.B za współpracę recenzencką przy tym tytule