Właściwie byłem przekonany, że Eleanor Catton zamilkła na dobre po tym, jak ponad dekadę temu ukazała się jej powieść Wszystko, co lśni, za którą otrzymała Nagrodę Bookera. I tym samym została jej najmłodszą laureatką. Ale w przeciwieństwie choćby do Donny Tartt, która chyba na dobre wycofała się z życia publicznego/literackiego, pochodząca z Kanady Catton, mieszkająca w Nowej Zelandii, powróciła z nową książką, jakże inną od dwóch poprzednich. Mowa o Lesie Birnamskim, powieści łączącej literaturę piękną z thrillerem psychologicznym a nawet kryminałem, w której autorka stawia pytanie między innymi o to, kim stajemy się w obliczu możliwości, jakie dają nieograniczone pieniądze.
Im dłużej czeka się na nową prozę lubianej autorki, tym większe są oczekiwania wobec książki, co nierzadko kończy się, niestety, rozczarowaniem, albo przynajmniej zawodem. Takie odczucia mam po lekturze Lasu Birnamskiego, powieści, która z jednej strony porusza niezwykle aktualne tematy o uniwersalnym charakterze i dotyka problematyki budzącej takie same emocje pod każdą szerokością geograficzną. Z drugiej zaś, mocno przegadana oraz nadmiernie skupiająca się na psychologii postaci czy reprezentowanych przez nie ideologii, momentami nuży, by za chwilę wciągnąć w dynamiczną akcję, której nie powstydziłyby się tuzy literatury rozrywkowej. Nie mam nic przeciwko mariażowi literatury pięknej i rozrywkowej, ale ten miks, w wykonaniu Catton, niespecjalnie spełnił moje oczekiwania.
W wyniku osunięcia się ziemi, nowozelandzkie miasteczko Thorndike zostaje odcięte od świat. Powstaje ślepy zaułek, gdzie położona jest farma należąca do lokalnego biznesmena, który wzbogacił się na działaności proekologicznej, dbając o zlokalizowany w pobliżu Park Narodowy Korowai. Bogata w złoża ziemia nie powinna leżeć odłogiem, dlatego możliwość zagospodarowania terenu chce wykorzystać tajny kolektyw ogrodniczy Las Birnamski, działająca na granicy prawa organizacja specjalizująca się w roślinnej partyzantce. Tak się jednak składa, że farma wpadła w oko amerykańskiemu miliarderowi Robertowi Lemaine, który chce na tym odludzi wybudować luksusowy bunkier na wypadek końca świata. Zderzenie interesów kolektywu z nieograniczonymi możliwościami biznesmena nie może i nie doczeka się zakończenia satysfakcjonującego wszystkich zainteresowanych.
Nowa powieść Eleanor Catton zaczyna się od katastrofalnego w skutkach osuwiska i teoretycznie, zgodnie ze sprawdzoną receptą na udany thriller, po tym zdarzeniu napięcie powinno tylko rosnąć. Teoretycznie, ponieważ warto pamiętać, że Las Birnamski łączy literaturę piękną z rozrywkową, żongluje konwencją prozy gatunkowej przede wszystkim po to, aby stworzyć przestrzeń dla szczegółowych oraz bogatych w niuanse rozważań poszczególnych bohaterek i bohaterów. Jest ich w powieści kilkoro i to z ich punktu widzenia czytelnik poznaje kolejne wydarzenia, które – i to nie jest żadna tajemnica – doprowadzą do dramatycznego w skutkach finału.
Na pierwszy plan wysuwa się założycielka kolektywu Mira Bunting, dobiegająca trzydziestki ogrodniczka. W toku powieści do głosu dochodzi także jej przyjaciółka z organizacji Shelley Noakes, z którą Mira na trudną relację. Kolejna postać to Tony Gallo, przez kilka lat związany z Lasem Birnamskim, identyfikujący się z założeniami kolektywu, ale z wielu powodów występujący z pozycji outsidera. Nie można oczywiście pominąć tajemniczego Roberta Lemaine oraz Owena i Jill Darvishów, prawowitych właścicieli farmy, którym niedawno królowa przyznała tytuł szlachecki w uznaniu zasług dla ratowania nowozelandzkiej przyrody. Każde z bohaterek i bohaterów powieści ma swoje powody, aby zająć atrakcyjną ziemię, każde także tłumaczy sobie tę konieczność tak, aby racja była po ich stronie. Dlatego kolejne ustępstwo, czy próby współpracy obarczone są zarówno kłamstwem, koniecznością sprzeniewierzania się wyznawanym wartościom, wreszcie posądzeniem o zdradę ideałów na rzecz wielkich pieniędzy.
Przyznam, thriller ekologiczny, bo chyba takim mianem można określić Las Birnamski, to trochę nie moje czytelnicze klimaty, ale liczyłem, że Eleanor Catton, której poprzednie książki bardzo lubię, poradzi sobie z tym, nieco nietypowym, gatunkiem. Przeliczyłem się: w mojej ocenie, niestety, nie do końca. Przede wszystkim fabuła ma nierówne tempo, szczególnie na początku, kiedy autorka wprowadza kolejne postaci i skupia się zarówno na historii ich życia, jak i na wyznawanych poglądach. Oczywiście rozumiem ten rodzaj ekspozycji: czytelnik wyraźniej dostrzega kontrast między poszczególnymi postaciami, łatwiej wyłapuje każdą fałszywą nutę, nieszczerość w słowach i czynach. Ale z drugiej strony taka skrupulatność sprawia, że fabuła stoi w miejscu, dłuży się, a momentami wręcz nuży. Akcja przyspiesza od czasu do czasu, kiedy wydarzenia kreowane są na wzór powieści sensacyjnej, mocno przerysowanej i tym samym mało wiarygodnej. Paradoksalnie jednak autorce udaje się zaskoczyć czytelnika przede wszystkim dlatego, że jej bohaterki o bohaterowie skrywają pewne sekrety, których ujawnienie zmienia bieg wydarzeń oraz dynamizuje fabułę.
Zostawiając na boku subiektywną ocenę konstrukcji fabuły, warto spojrzeć na Las Birnamski jako na powieść, w której, jak w lustrze odbijają się problemy dzisiejszego świata. Wprawdzie akcja powieści toczy się w 2017 roku, a Nowa Zelandia z polskiej perspektywy wydaje się tak samo egzotyczna, co nieznana, bohaterki i bohaterowie prozy Catton reprezentują postawy społeczne dostrzegane w kontekście globalnym, podobnie zresztą można potraktować tematykę oraz wymowę książki. Katastrofa geologiczna wywołuje szereg pytań o granice ingerencji człowieka w naturę, kwestię ekologii rozumianej jako potrzebny ruch społeczny, ale i obosieczną broń w walce o wpływy, postępującą degradację środowiska oraz naginanie definicji moralności przez najbogatszych tego świata. Catton wydaje się być w tej kwestii twardą realistką: świadczyć o tym mogą wydarzenia, w które wikła Mirę, Shelley, Tony’ego i Roberta, jak i finał powieści – dla części czytelników z pewnością rozczarowujący, dla mnie idealnie wieńczący opowieść o brutalności świata, szczególnie w odniesieniu do (jak się okazuje) naiwnych idealistów. Być może za jakiś czas Las Birnamski odbiorę inaczej, na razie, choć od jego lektury minęła dobra chwila, wiele elementów brzmi mi fałszywą nutą, podobnie jak nawiązanie do Makbeta. Czasu spędzonego z powieścią nie żałuję – żałuję, że książka nieszczególnie ze mną korespondowała.
Informacje o książce
autorka Eleanor Catton
tytuł Las Birnamski (Birnam Wood)
przekład Maciej Świerkocki
Wydawnictwo Literackie 2024
ocena 4/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem