Cieszę się, że dałem Lauren Groff drugą szansę, choć po lekturze Fatum i furii wiele wskazywało na to, że jednak z jej prozą mi nie po drodze. Przekonałem się jednak do jej stylu za sprawą zbioru opowiadań Floryda, które urzekły mnie wieloznacznością, a przede wszystkim zupełnie odmiennym od stereotypowego spojrzeniem na najbardziej słoneczny stan Ameryki. Duże wrażenie zrobiła na mnie także Wyspa kobiet – osadzona w XII wieku historia Marii z Francji, przeoryszy angielskiego klasztoru; powieść wymagająca, ale przynosząca satysfakcję za sprawą czytelnych odwołań do kwestii współczesnych, nierzadko mocno dyskusyjnych.
Wydaje się, że kostium historyczny przypasował amerykańskiej pisarce, ponieważ jej najnowsza książka Dzikie bezkresy ponownie zabiera czytelnika w podróż do przeszłości, tym razem do XVII wieku i czasów kolonizacji Ameryki. W formie dla Groff nietypowej, bo tekstu przywołującego na myśl powieść przygodową z mrocznym twistem, stawia swoją bohaterkę w sytuacji granicznej, odbiorcę zaś przed szeregiem dylematów o moralnych konotacjach. Podobnie jak we wspomnianej Wyspie kobiet, również w Dzikich bezkresach autorka pyta o kondycję ludzkości, zastanawia się nad prawem do szczęścia kosztem innych, zwraca uwagę na drugorzędną rolę kobiet w świecie urządzonym przez patriarchat, czy bagatelizowanie niekiełznanej siły przyrody.
Fabuła powieści, choć wyłania się z kolejnych stron powieści, stanowi jedynie szkielet wokół którego Groff buduje z wątków, motywów i rozważań opowieść o potrzebie przetrwania w ekstremalnych warunkach. Młoda dziewczyna, której losy i imię – Lamentacja – czytelnik poznaje w toku opowieści, ucieka z oblężonej osady założonej przez przybyłych do Nowego Świata kolonizatorów. Zdecydowała się na zagrażającą życiu ucieczkę do skutego lodem lasu, licząc się z najgorszym, które i tak będzie lepsze niż życie w trawionej zarazą kolonii. Rozpoczyna się długa i mozolna wędrówka, w sensie dosłownym i metaforycznym jednocześnie. Lamentacja, uciekając przed śmiercią z głodu i zarazy, naraża się na niebezpieczeństwo kontaktu z dziką przyrodą, zmaga z chorobą, metaforycznie umiera i rodzi się na nowo, podświadomie licząc na łut szczęścia a może na oczyszczenie?
Dzikie bezkresy przywołują na myśl powieść przygodową, ale w mrocznej, przywołującej klimat rodem z pokręconych baśni wersji, w której nie ma miejsca na magię ratującą życie oraz szczęśliwe zakończenie. Ciężar fabuła opiera się na młodej bohaterce, lata temu przygarniętej z przytułku sieroty, która w domu bogatego złotnika przeżyła przede wszystkim upokorzenie, ból i poniżenie. Po tym, jak jej pani drugi raz wyszła za mąż za pastora, rodzina zdecydowała się na rejs do Nowego Świata, aby tam, w łatwy sposób wzbogacić się za wszelką cenę. Lamentacja, może i słabo wykształcona, ukształtowana przez święte teksty, dostrzega zarówno barbarzyństwo białych kolonizatorów, ich pychę oraz dwulicowość, jak i hipokryzję, której doświadczała jeszcze w Londynie. Przyglądając się z bliska poczynaniom swoich panów, tego, jak traktują rdzennych mieszkańców i z jaką pogardą odnoszą się do świata, których ich nie oczekiwał oraz mając w pamięci własne dramatyczne doświadczenia, decyduje się na ucieczkę.
Wędrówka, stanowiąca oś fabularną powieści, jest do bólu prawdziwa: Lamentacja przemieszcza się przez niekończący się las, w którym co krok czeka na nią niebezpieczeństwo; zmaga się ze strachem, walczy z chorobą, naraża się na śmierć uciekając zarówno przed dziką zwierzyną, ludźmi z osady oraz słynącymi z okrucieństwa rdzennymi mieszkańcami. Ale wędrówka w tradycji literackiej ma także znaczenie metaforyczne i symboliczne. Dla bohaterki Dzikich bezkresów jest jedyną okazją do zerwanie ze światem, na którego reguły się nie zgadza, ucieczką przed życiem, w którym pozbawiona imienia oraz praw, zdana jest na łaskę i niełaskę swojej pani oraz jej męża. Lamentacja z konfrontacji z bezkresnym lasem wychodzi mocno poturbowana; fizycznie znajduje się na skraju wytrzymałość, ale w tej relacji z własnymi emocjami jest coś uzdrawiającego, paradoksalnie może nawet kojącego. Dlatego dziewczyna nie poddaje się, choć wie, że każdy kolejny dzień może być jej ostatnim.
To oczywiste, że umowny kostium historyczny i szerokie ramy powieści przygodowej w mrocznej odsłonie Groff wykorzystuje, aby przyjrzeć się kilku istotnym kwestiom. Nie trudno wyczytać z Dzikich bezkresów krytyki wobec bezwzględnego kolonializmu, o którym dziś pisze się w kontekście sprawiedliwej konieczności zadośćuczynienia rdzennym mieszkańcom Ameryki Północnej w szczególe, podbijanym ludom w ogóle. Autorka zwraca uwagę na brak poszanowania natury i lekceważenie przyrody jako siły wciąż trudnej do okiełznania przez człowieka, na przykładzie swojej bohaterki podkreśla siłę przetrwania nawet w ekstremalnych warunkach, przypomina o prawie do samostanowienia i godnego życia oraz destrukcyjnej sile władzy. Połączenie uniwersalnych w wymowie kwestii z klimatem mrocznej powieści o przetrwaniu daje piorunujące wrażenie nie oszczędzając ani Lamentacji, ani czytelnika, który ma świadomość, że na pozytywny finał nie ma co liczyć.
Informacje o książce
autorka Lauren Groff
tytuł Dzikie bezkresy (The Vaster Wilds)
przekład Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo Pauza 2024
ocena 5/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem