Kariera internetu, dostępnego powszechnie i obecnego w nieomal każdym aspekcie naszego życia nie jest długa, ale na pewno spektakularna. Nowoczesna technologia, w założeniu mająca służyć człowiekowi, na początku była przydatnym narzędziem do komunikacji i źródłem rozrywki. Szybko jednak zaczęła ewoluować, krok po kroku zmieniając świat – najpierw niepostrzeżenie, ostatnio – coraz bardziej przyspieszając ten trend, czego czytelnym symbolem jest dynamiczny rozwój sztucznej inteligencji.
Wszystkie zjawiska, które jeszcze dekady temu funkcjonowały na kartach futurologicznych rozpraw i powieści z kategorii SF, dziś materializują się na naszych oczach. Ludzkość, a na pewno spora jej część, wciąż nie zdaje sobie sprawy ze skutków, jakie niesie za sobą coraz mocniej obecna w życiu technologia. Psychologowie biją na alarm, przestrzegając przed destrukcyjnym wpływem mediów społecznościowych na psychikę i postrzeganie rzeczywistości, znawcy cyberbezpieczeństwa nawołują do konieczności dbania o swoje dane w sieci, a i tak wciąż kupczymy prywatnością dla osiągnięcia iluzorycznych profitów w postaci atencji, lajków oraz zasięgów.
O tym, jak niebezpieczne może okazać się dla ludzkości oddanie pola nowoczesnym technologiom opowiada serial Black Mirror, ale ten temat okazuje się niezwykle nośny także w odniesieniu do literatury. Budzące grozę, albo przynajmniej niepokój, wizje świata zdominowanego przez niezwykle inteligentne, ale i bezduszne wytwory technologii już dawno przestały być domeną autorów prozy fantastycznej. Domek z piernika, powieść Jennifer Egan, nagrodzonej w przeszłości Nagrodą Pulitzera to interesujący głos w coraz powszechniejszych rozważaniach na temat zagrożeń, jakie niesie ze sobą ślepe przywiązanie do technologii, nawet, a może przede wszystkim – kosztem własnego dobrostanu psychicznego, prywatności oraz zatracenia indywidualizmu.
O fabule Domku z piernika trudno napisać coś konkretnego, przede wszystkim dlatego, że to powieść zbudowana z wielu opowieści, polifoniczny obraz społeczeństwa z niedalekiej przyszłości, w pełni zdominowanego przez kolejne aplikacje, które bezpardonowo kierują życiem ich użytkowników. Punktem wyjścia dla tej wielowątkowej opowieści jest historia Bixa Boutona, geniusza internetu, który dorobił się fortuny i międzynarodowej sławy, tworząc kolejne aplikacje, a wśród nich tę najważniejszą, pozwalającą odzyskać pamięć o wydarzeniach z przeszłości. Aby otrzymać dostęp do nieograniczonych zasobów wspomnień innych ludzi wystarczy jedynie zezwolić na pobranie własnych, które od tej pory staną się częścią ogromnej zbiorowej świadomości. Korzystając z odpowiedniej aplikacji, użytkownik może bez ograniczeń przeglądać wspomnienia innych, podglądać, analizować i oceniać. Brzmi znajomo? No właśnie.
Przyznam, że po lekturze Domku z piernika mam mieszane odczucia. Sam pomysł na fabułę wydawał mi się intrygujący, taki zresztą był też początek powieści Jennifer Egan. Tkanka jej prozy została utkana niezwykle starannie i gęsto: każdy rozdział to osobna opowieść o ludziach, w jakiś sposób ze sobą powiązanych – czasem więzami oczywistymi, najczęściej jednak niekoniecznie. W jakimś sensie część z nich łączy pewne spotkanie towarzyskie, którego nieoczekiwanym efektem było stworzenie przez Bixa wspomnianej platformy społecznościowej, opartej na wymianie wspomnień.
Autorka podjęła się nie lada zadania, tworząc namacalny obraz sieci połączeń międzyludzkich, będących przecież podstawą internetu, a może pisząc precyzyjniej – żywej zbiorowej świadomości, zbudowanej ze wspomnień, przeżyć i emocji. To swoista pulsująca magma wymykająca się ramom ograniczeń, w powieści zobrazowana poprzez nielinearną fabułę, zmiany narracji, tonu i sposobu opisu rzeczywistości. Dla czytelnika taka forma jest zarazem niezwykle interesującą, ale i męcząca zarazem. Szybko zorientowałem się, że nie warto przywiązywać się do bohaterów; czytelnik poznaje ich przez chwilę, gdy są w centrum uwagi, a w kolejnym rozdziale, zdarza się, że przemykają gdzieś w tle. Rozumiem zamysł autorki, ale taka konstrukcja niespecjalnie przypadła mi do gustu, także dlatego, że spore fragmenty powieści są po prostu nużące i poza samą, niewypowiedzianą wprost krytyką podglądania innych, niewiele więcej wnoszą do struktury tekstu, którą jedynie umownie można określić mianem fabuły.
Jennifer Egan pokazuje swoją wizję niedalekiej przyszłości, w której ludzie nie do końca zdają sobie sprawę z konsekwencji podejmowanych decyzji w sferze cyfrowej, żyją w informacyjnym szumie łagodnie wyciszającym podszepty instynktu samozachowawczego czy bagatelizującym racjonalne myślenie. Swoboda, z jaką bohaterowie Domku z piernika godzą się na oddanie w cudze ręce własnych wspomnień, aby dołączyć do ogólnoświatowej społeczności budzi grozę, ale czy założenie kolejnego konta w popularnym serwisie społecznościowym nie jest dokładnie tym samym? Dlatego długo po lekturze zastanawiałem się, czy mam do czynienia z literaturą wysokiej próby, czy nieczytelną dla mnie , może poprzez swoje nadmierne skomplikowanie, wizją przyszłości. I choć od przeczytania książki minęła dobra chwila – nadal nie wiem.
Powieść Egan ma prawo się podobać: metafora domku z piernika wydaje się niezwykle trafna, jeśli pamięta się treść baśni i konsekwencje dla jej bohaterów; opisy mechanizmów manipulowania ludźmi służą ku przestrodze, autorka zmusza do pogłębionej refleksji. Podkreśla wagę wyboru między ochroną prywatności rozumianej jako indywidualny rys jednostki, a bezmyślną zgodą na życie w świecie zmanipulowanym przez właścicieli tej czy innej aplikacji.
Struktura fabuły Domku z piernika, choć wymagająca, a momentami dla mnie męcząca, także się broni, a nawet zasługuje na uznanie. I doceniam wieloaspektowość tej powieści, choć gdzieś w tym nadmiarze motywów, tematów i wątków umykała mi co i raz myśl przewodnia książki, owa powtarzana przez wszystkich przestroga przed zgubnym wpływem nowoczesnych technologii. Nie poczułem się ostrzeżony, powieść nie skłoniła mnie do chłodnej analizy własnych zachowań w przestrzeni mediów społecznościowych, nie wywołała głębszych refleksji na temat nieokiełznanego rozwoju technologii. Może autorce nie o to chodziło, żeby przestraszyć, a jeśli już mowa o głębszej interpretacji – przede wszystkim ostrzec przed konsekwencjami? A może dla mnie, jako użytkownika kilku aplikacji, jest już po prostu za późno? Baśniowy domek z piernika także okazał się kuszącą alternatywą dla szarej rzeczywistości Jasia i Małgosi …
Informacje o książce
autorka Jennifer Egan
tytuł Domek z piernika (The Candy House)
przekład Anna Gralak
Wydawnictwo Znak Literanova 2024
ocena 4/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem