Sięgnąłem po A jeśli jesteśmy złoczyńcami i po kilkunastu pierwszych stronach zacząłem zastanawiać się, dlaczego ta historia wydaje mi się znajoma. I nie chodzi tu ani o dalekie nawiązania do Tajemnej historii Donny Tartt, ani o charakterystyczny dla nurtu dark academia klimat. Po prostu … okazało się, że czytałem już tę książkę zaraz po tym, jak pojawiła się po polsku jako Teatr złoczyńców. Kilka lat po premierze książka M.L. Rio przeżywa drugą młodość, odkryta przez fanki i fanów powieści w klimacie campus thriller i dark academia. Lubię ten gatunek, dlatego powtórną lekturę debiutu amerykańskiej pisarki wspominam bardzo dobrze, choć uczciwie muszę napisać, że przynajmniej w jednym aspekcie jej tekst trochę się zestarzał. Nie zmienia to jednak faktu, że historia siedmiorga studentów aktorstwa intryguje od pierwszej stony, oferując czytelnikowi nie tylko specyficzny, mocno teatralny klimat, ale i zagadkę morderstwa, które na zawsze zmieni relacje między młodymi ludźmi. Fascynacja autorki możliwościami kreacji rzeczywistości na scenie, motyw odgrywania ról i skrywania się za maską, wreszcie nietypowy hołd złożony twórczości Williama Shakespeare’a składają się na opowieść o miłości na granicy obsesji oraz poświeceniu dla sztuki kosztem ceny życia.
Akcja powieści koncentruje się na wydarzeniach, które rozegrały się dekadę wcześniej. Jesienią 1997 roku zostaje zamordowany jeden ze studentów elitarnego Dellecher Classical Conservatory. Dla jego przyjaciół i znajomych, studentów IV roku aktorstwa, ta śmierć to nie tylko wielki szok, ale i chrzest bojowy przed wejściem w dorosłość. Wydawać by się mogło, że inne kwestie zejdą w obliczu tragedii na dalszy plan, jednak dla (teraz już) szóstki najbliższych przyjaciół koszmar dopiero się zaczyna. Jak w greckiej tragedii, Fatum rozdaje role i bezwględnie oczekuje podporządkowania się aktorów biegowi spraw, szczególnie, że każdy z młodych adeptów sztuki scenicznej może być tym, który wykonał ten jeden jedyny ruch zmieniający wszystko. Winny został w końcu osądzony i ukarany, ale nawet po latach jest ktoś, kto ma wątpliwości do tego, co wydarzył się pewnej jesiennej nocy premierze Króla Leara. Ów konflikt tragiczny, rozpisany na kilka postaci, przyniesie jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi.
Napisana w 2017 roku roku, książka M.L. Rio powróciła triumfalnie na fali mody na powieści w nurcie dark academia. I faktycznie, A jeśli jesteśmy złoczyńcami, idealnie wpisuje się w definicję tego podgatunku prozy rozrywkowej. Akcja rozgrywa się w środowisku uniwersyteckim, skupia się przede wszystkim na grupie studentów i studentek IV roku, a tłem dla wydarzeń są stare (jak na amerykańskie standardy) mury ekskluzywnej uczelni. Autorka nie szczędzi opisów przywołujących od razu klimat dark, jednak tym, co wyróżnia jej książkę na tle innych jest język powieści i jej struktura. To, że wydarzenia rozgrywają się na dwóch planach czasowych to nic nowego, ale już podział na akty i sceny można potraktować jako oryginalny koncept sugerujący teatralność powieści. I rzeczywiście tak jest. Ową teatralność czytelnik dostrzega zarówno w samej tematyce jak i sposobie opowiadania całej historii. Bohaterowie zdają się grać nie tylko podczas licznych prób i samych spektakli, ale także poza salami wykładowymi. M.L. Rio w dość oczywisty sposób przydzieliła role swoim postaciom, każdej przpisując charakterystyczne cechy. Nie oznacza to jednak, że ułatwia zrozumienie podejmowanych przez nich decyzji, albo jednoznacznie tłumaczy motywację do działań. Jak w każdym, co najmniej poprawnie skonstruowanym kryminale, podejrzanych musi być kilkoro, aby na tej bazie osadzić złożoną intrygę. Można dyskutować, czy autorce omawianej powieści udało się do końca osiągnąć zamierzony efekt, ale w przypadku tego typu literatury pewne rozwiązania zawsze zostawiają niedosyt.
A jeśli jesteśmy złoczyńcami porównywane jest do Tajemnej historii Donny Tartt, ale w moim odczuciu te powieści więcej dzieli niż łączy. Dość napisać, że książka M.L. Rio jest zdecydowanie lżejsza w formie i treści, inaczej także rozkładają się w obu tekstach akcenty. Powieść M.L. Rio to typowy campus thriller ze stereotypowo potraktowanymi postaciami i wątkami, które czytelnik nie raz i nie dwa czytał przy okazji innych fabuł. Na pewno wyróżnia się formą, przede wszystkim dlatego, że bohaterowie i bohaterki cytują fragmenty z ponad dwudziestu różnych sztuk Shakespeare’a. Zdaję sobie sprawę, że dla części odbiorców taki zabieg konstrukcyjny może wydawać się męczący, dla kogoś pretensjonalny, ale w mojej ocenie sprawdza się znakomicie. Nie tylko udowadnia, że autorka podjęła tytaniczny wysiłek wyszukując i wplatając we współczesne dialogi cytaty z mistrza ze Stradfordu, ale przy okazji podkręciła teatralność opowiadanej historii. Przypomina tym samym, żeby brać całość w cudzysłów, ale ze świadomością, że zacieranie granicy między fikcją na scenie a rzeczywistością bywa śmiertelnie niebezpieczne, o czym przekonali się bohaterowie książki. Mnie natomiast fałszywą nutą wybrzmiała końcówka tej powieści, a dokładniej kumulacja zdarzeń mających na celu przekierowanie czujności służb w stronę innej osoby, wątła motywacja do popełnienia zbrodni i jej faktyczny powód. Oczywiście nie mogę napisać nic poza tymi ogólnikami, ale myślę, że wiele osób będzie podzielało moją opinię, która świadczy dobitnie o tym, jak pewne elementy prozy rozrywkowej starzeją się w kontekście zmieniającej się błyskawicznie obyczajowości. To chyba jedyny taki zgrzyt, który jednak nie ma dla mnie wielkiego znaczenia. A jeśli jesteśmy złoczyńcami czytało mi się bardzo dobrze, gra (nomen omen) autorki z konwencją sztuki dramatycznej przypadła mi do gustu, podobnie jak i klimat dark academia. I tylko żałuję, że M.L. Rio literacko od dawna milczy, ciekawi mnie bowiem, czy ma do zaoferowania coś więcej niż tylko całkiem przecież udany debiut.
Informacje o książce
autorka M.L. Rio
tytuł A jeśli jesteśmy złoczyńcami (If We Were Villains)
przekład Katarzyna Malita
Wydawnictwo Must Read 2023
ocena 5/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem