Im bardziej popularny gatunek literacki, tym większa szansa, że kolejna powieść, choćby kryminalna, będzie powielać znane motywy oraz odwoływać się do zgranych schematów. Autorkom i autorom coraz trudniej zaskoczyć czymś czytelników, szczególnie takich, którzy po konkretną kategorię prozy sięgają regularnie. Powtarzalność (nie mylić z wtórnością) to w zasadzie nic złego – każdy tekst wpisuje się w jakąś definicję określonego gatunku, ale tym, co pozwala zwrócić uwagę na konkretną fabułę to przede wszystkim pomysł. Nietypowa kreacja bohaterów, interesująca intryga, niesztampowe rozwiązanie fabularne, wreszcie niepodrabialny klimat, albo – jak w przypadku Półmistrza Mariusza Czubaja – inteligentna gra autora zarówno z konwencją gatunku, jak i historią oraz literaturą. Powieść, która inauguruje nową markę Wydawnictwa Znak – Znak Crime, ma wszystkie elementy zapewniające udaną lekturę z pobrzmiewajacymi gdzieś w tle odwołaniami do klasyki w stylu Agathy Christe, niespiesznym tempem akcji oraz przewrotnym humorem, znanym fanom twórczości Witolda Gombrowicza. Książkowa wyprawa transatlantykiem z Gdyni do Buenos Aires okazała się rejsem śmiertelnie niebezpiecznym, ale i … satysfakcjonującym, zarówno dla miłośników zagadek kryminalnych, jak i wielbicieli tropów literackich, którzy między wierszami dostrzegli także przestrogę przed popełnianiem wciąż tych samych błędów, niekoniecznie tylko podczas partii szachów.
W sierpniu 1939 roku transatlantyk Przyszłość wyrusza w rejs z Gdyni do Buenos Aires. Na pokładzie statku znajduje się wielu pasażerów, a wśród nich polscy szachiści udający się na olimpiadę w Ameryce Południowej, Edward Abramowski – główny bohater wysłany za granicę ze specjalną misją i Witold Gombrowicz, autor Ferdydurke. O tym, że nie będzie to zwyczajna podróż, pasażerowie przekonują się bardzo szybko, kiedy jeden z nich zostaje zamordowany, a miejsce zbrodni nie pozostawia złudzeń – ktoś dybie na podróżnych. Co ciekawe, śledztwa podejmuje się Abramowski, przedstawiający się jako filozof, zajmujący się teorią prawdy i przemocy. Statek wypływa na szerokie wody, a tajemnicza śmierć zyskuje drugie dno, co oznacza, że nikt na pokładzie Przyszłości nie może czuć się bezpiecznie. Morderstwa dokonał ktoś, kto nie cofnie się przed kolejnym zabójczym ruchem.
Uwielbiam kryminały z motywem zagadki zamkniętego pokoju od czasów lektury Zabójstwa przy Rue Morgue Edgara Allana Poe, któremu przypisuje się wymyślenie tego podgatunku powieści detektywistycznej. Z tego samego powodu zaczytuję się od lat w powieściach Agathy Christie. Od umiejętności i talentu autora zależy, czy uda mu się przyciągnąć uwagę czytelnika historią kryminalną, rozgrywającą się w jednym miejscu i z ograniczoną grupą bohaterów. Tego wyzwania podjął się Mariusz Czubaj w Półmistrzu i w mojej ocenie poradził sobie znakomicie. Co prawda transatlantyk ma większe gabaryty niż arystokratyczna posiadość i może pomieścić wiecej osób, ale cały wic nie polega tylko na tym, aby sprawnie żonglować kliszami, ale żeby zaskoczyć czytelnika świeżym spojrzeniem na znany motyw. Tą nowością, która stanowi wartość dodaną powieści jest jej wielopoziomowość, umiejętne łączenie przez pisarza historii z fikcją i przemieszanie autentycznych bohaterów ze zmyślonymi, choć z rodowodem w rzeczywistości (również dla tej kwestii warto przeczytać Posłowie). Czubaj bawi się definicją gatunku, głównie poprzez pokazanie alternatywnej wersji znanych wydarzeń. Niektóre z elementów fabuły Półmistrza wydarzyły się naprawdę, ale autor, zgodnie z licentia poetica, swobodnie wymieszał je ze sobą tak, aby wpisały się w jego pomysł na historię rejsu Przyszłością. Dzięki temu, czytelnik nieomal od pierwszych stron wciąga się w opowieść, od której trudno się oderwać nawet, jeśli akcja nie pędzi na oślep do zaskakującego finału.
Tak się złożyło, że całkiem niedawno odświeżyłem sobie Trans – Atlantyk, znam genezę tej powieści oraz historię podróży Gombrowicza do Argentyny, gdzie zastał go wybuch II wojny światowej. Z tym większym zaciekawieniem sięgnąłem po powieść Mariusza Czubaja, który Gombrowicza właśnie uczynił jednym z bohaterów swojej książki. Może nie pierwszoplanowym, ale na pewno niezwykle barwnym i ekscentrycznym, jakby żywcem wyciętym z Ferdydurke. Zresztą różnych (zabawnych – nie powiem) odniesień do literatury jest więcej, tak samo jak i odwołań do historii polskich szachistów, dlatego Półmistrza warto czytać uważnie, nie tylko ze względu na zagadkę kryminalną. Połączenie w jedną całość tych wszystkich elementów dało bardzo udany efekt fabularny – inteligentą i przewrotną powieść gatunkową, w której autor odmalował także różne typy ludzkie, reprezentujące odmienne podejście do sytuacji Polski w 1939 roku, ale i próbujące załatwić partykularne interesy. Bardzo różne interesy. Nawet jeśli początkowo, powolnie rozwijająca się fabuła trochę mnie uwierała, to ostatecznie tempo okazało się atutem powieści, ponieważ pozwoliło skupić się na smaczkach i niuansach, błyskotliwych dialogach i przede wszystkim przyjrzeć się dokładnie postaci Edwarda Abramowskiego. Jego przedwojenny sznyt, barwna przeszłość oraz mocny charakter sprawiają, że ten bohater idealnie wpisuje się w ramy kryminału retro. Jest zatem Półmistrz powieścią wartą polecenia miłośnikom gatunku i dobrym prognostykiem dla Znaku Crime, który ma szansę wyznaczać wysokie standardy w prozie rozrywkowej. Właściwie, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Informacje o książce
autor Mariusz Czubaj
tytuł Półmistrz
Wydawnictwo Znak Crime 2023
ocena 5/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem