Po dziesięciu latach milczenia z nową powieścią „Pogrzebany olbrzym” powraca Kazuo Ishiguro, podwójny laureat nagrody Bookera, autor znakomitych „Okruchów dnia” i zbiorów opowiadań.
Głównymi bohaterami powieści jest para starych mieszkańców Brytanii Axl i Beatrice, którzy postanawiają pewnego dnia odnaleźć (czy też odwiedzić) swojego syna, który od wielu lat mieszka w niedaleko położonej osadzie. Małżonkowie rozpoczynają osobliwą wędrówkę po rozległych ziemiach ojczyzny, napotykając na swojej drodze przeróżnych bohaterów, jak choćby przewoźnika rozdzielającego zakochanych, starą kobietę z królikiem, czy sir Gawaina – bratanka króla Artura. Trafiają do saksońskiej wioski, której mieszkańcy boją się wyimaginowanych potworów. Po drodze postanawiają odwiedzić także mnicha Jonusa, który ma dar uzdrawiania. Z czasem do pary głównych bohaterów dołącza mistrz Wistan i chłopiec o imieniu Edwin.
W powieści wspomina się wielokrotnie postać króla Artura. Warto zauważyć, że Ishiguro potraktował tę legendarną postać na swój sposób, czyniąc zeń żądnego krwi, bezwzględnego władcę, który sieje postrach, zarówno wśród wrogów, jaki i własnych poddanych. Do tej pory Artur był raczej wzorem idealnego rycerza i władcy, w „Pogrzebanym olbrzymie” zyskuje nowe, ale i negatywne oblicze oraz takie cechy charakteru, które pozwoliły mu zaprowadzić krwawy pokój w Brytanii.
W „Pogrzebanym olbrzymie” Kazuo Ishiguro stworzył świat fantasy, w którym rozległe równiny i niedostępne góry zamieszkują ludzie, ogry i potwory. Rycerze przemieszczają się od wioski do wioski, wspomina się o czarach i magii, a w odległych odstępach mieszka najprawdziwsza smoczyca. W takiej scenerii wędrują także Axel i Beatrice, a wszechobecna czarodziejska mgła pozwala im pamiętać tylko tyle, ile potrzeba, aby przeżyć i wykonać swoistą misję, jaką jest odwiedzenie syna. Po drodze uczestniczą w całej serii dziwnych i zaskakujących wydarzeń, które rzucają nowe światło na parę staruszków.
Czytając tę powieść zastanawiałem się, jakie jest jej przesłanie. Ishiguro przyzwyczaił czytelnika do pogłębionej analizy psychologicznej postaci, zachowań i postaw. W omawianej książce tego elementu mi zabrakło. Maska literacka, przeniesienie wydarzeń do czasów średniowieczno – legendarnych dawało, moim zdaniem, duże pole do popisu, pozwalając autorowi w ciekawy sposób zaprezentować uniwersalną tematykę. Chyba najważniejszym problemem, z jakim zmagają się zarówno bohaterowie, jak i czytelnicy, to kwestia wyboru między bolesną pamięcią i błogim, ale i ogłupiającym niepamiętaniem. Szkoda tylko, że bohaterowie Ishiguro nie są w stanie udźwignąć tej kwestii, gdyż to postaci bardzo płaskie i bezbarwne, niczym ze starych, średniowiecznych rycin. Wyraźnie męczą się same ze sobą i niezbyt dobrze czują się w średniowiecznym świecie fantasy. Rzeczywistość wykreowana przez autora jest zresztą dość uboga, można odnieść wrażenie, że Ishiguro wrzucił do jednego worka najbardziej wyeksploatowane elementy średniowiecznego świata przedstawionego licząc, że reszta zrobi się sama. W ten sposób nawet nie przybliżył się stylistycznie do Tolkiena, Le Guin, czy Martina.
Na nową powieść Kazuo Ishiguro trzeba było czekać ponad dekadę. Książka, wpisując się w modny obecnie nurt historii z pogranicza magii i fantasy mogła w ciekawy sposób komentować ważne dla autora i czytelnika kwestie, odnoszące się do współczesności. Niestety, tym razem coś się nie udało. „Pogrzebany olbrzym” to powieść płytka i mocno rozczarowująca, szczególnie, że sam autor wcześniejszymi tekstami postawił sobie wysoko poprzeczkę. Fabuła toczy się niemrawo i sennie, a bohaterowie kluczą gdzieś po równinach i błądzą, zarówno w gęstych lasach, jak i we własnych przemyśleniach. Prowadzą rozwlekłe tyrady, które utrudniają odbiór powieści. Styl Ishiguro niebezpiecznie podobny jest do ostatnich dokonań literackich Umberto Eco, które charakteryzuje zawiła słowna ekwilibrystyka i przerost formy nad treścią. Wielka szkoda, bo Kazuo Ishiguro to jeden z moich ulubionych pisarzy, a „Pogrzebany olbrzym” to dla mnie spore literackie rozczarowanie, ale również, w co mocno wierzę, jedynie wypadek autora przy pracy.
Nowalijki oceniają: 3/6