Dziwna. Zakręcona. Zabawna. Zmuszająca do myślenia. Cokolwiek nie napisałbym na temat debiutanckiej powieści Carla Abrahamssona może okazać się niewystarczające, aby oddać wrażenia po lekturze. Bezpiecznej jazdy, matko zaskakuje czytelnika od pierwszej strony, wciąga w gęstą i lepką substancję wydarzeń, które wymuszają otwarty umysł i wyjście poza czytelniczą strefę komfortu. Żeby jednak było jasne – nie ma w tej książce niczego obrazoburczego (chyba że bliska jest nam dulszczyzna), po prostu autor w ramę powieści obyczajowej wcisnął elementy różnych gatunków, tworząc (momentami) literacki odpowiednik psychodelicznego snu. Raz bliżej mu do marzenia na jawie, czasem do sennego koszmaru, ale czy aby czasem tak nie wygląda nasze życie?
Już próba przybliżenia fabuły Bezpiecznej jazdy, matko nastręcza problemów. Zaczyna się bowiem niewinnie, oto sześćdziesięcioletnia Mary Ritterstadt porządkuje dom po zmarłych rodzicach. Natrafia na pudło pełne pamiątek i zapisków, które dokumentują jej szaloną hippisowską przeszłość w komunie gdzieś w Nepalu. Bohaterka wprawdzie słabo pamięta tamte czasy, ale wie, że zostawiła w tym egzotycznym miejscu nowo narodzonego syna i wróciła do rodzinnego Nowego Jorku. Teraz, po blisko czterdziestu latach postanawia odnaleźć swoje dziecko. To będzie wyprawa ze wszech miar zaskakująca, mieniąca się wszystkimi kolorami tęczy i bogata w niesamowite doświadczenia. Niby na poważnie, ale z bardzo specyficznym poczuciem humoru. Czasem naturalnym, najczęściej jednak wywołanym w sposób niekoniecznie do końca legalny, jeśli wiecie, co mam na myśli.
Już sam tytuł sporo sugeruje, jeśli połączyć jazdę ze stanem, w jakim przez większą część dnia znajdowali się członkowie grupy joginów, do których w Nepalu przyłączyła się młoda Mary. Przysłowiową jazdą jest zarówno ciąg zdarzeń w powieści, jaki i jej konstrukcja. Czegóż tu nie ma! Elementy obyczajowe mieszają się z fantastycznymi, fabuła sensacyjna z thrillerem szpiegowskim, ale nie zabrakło miejsca na dywagacje o sztuce, gospodarce, polityce i przede wszystkim o relacjach rodzinnych. Drugi bohater powieści – Viktor – to człowiek o wielu twarzach – artysta, pisarz i performer okazuje się być nieodrodnym synem swojej matki. Wychowany w duchu harmonii ze światem, garściami z niego czerpie, inaczej niż Mary, która mimo młodzieńczego zapału, ostatecznie nie oderwała się zupełnie od rzeczywistości wykreowanej jej przez rodziców. Wątków jest oczywiście więcej, ale najlepiej sięgnąć po książkę, aby poznać zaskakujące koleje losu bohaterów.
Bezpiecznej jazdy, matko najprościej jest określić mianem powieści postmodernistycznej. Z jednej strony to oczywiste uproszczenie, mając w pamięci dość szeroką definicję gatunku, ale w odniesieniu do tej fabuły – to najbardziej oczywista klasyfikacja. Raz ze względu na formę, przełamywaną wierszem czy wywiadem, z drugiej z racji pokręconej fabuły, zaskakującej, bawiącej się konwencją, jadącej po bandzie. Tutaj wszystko może się wydarzyć i Abrahamsson doskonale o tym pamięta, ochoczo bawiąc czytelnika wątkami, postaciami i nieoczekiwanymi sytuacjami. Czytając Bezpiecznej jazdy, matko miałem przed oczami animowany teledyski do Yellow Submarine The Beatles a także surrealistyczne skecze Monty Pythona. Absurd w prozie szwedzkiego autora służy do wyrażania emocji, cieniowania napięć i przede wszystkim wspiera inteligentną rozrywkę. Wystarczy bowiem podejść do tej nietypowej historii z dystansem i otwartą głową, aby po prostu dobrze się bawić. Gwarantuję niezłą jazdę i to na legalu.
Informacje o książce
autor Carl Abrahamsson
tytuł Bezpiecznej jazdy, matko
tytuł oryginału Mother, Have A Safe Trip
przekład Krzysztof Grudnik
Wydawnictwo IX
miejsce i rok wydania Kraków 2019
liczba stron 192
egzemplarz recenzencki
Nowalijki oceniają 4+/6
Dziękuję Wydawnictwu IX za egzemplarz recenzencki