„Kokony” Ule Hansen

www.mrocznastrona.pl

Informacje o książce

autork Ule Hansen
tytuł Kokony
tytuł oryginału Neuntöter
przekład Agnieszka Hoffmann

wydawnictwo FILIA/Mroczna Strona
miejsce i rok wydania Poznań 2017
liczba stron 556

egzemplarz recenzencki







Znacie Ule Hansen? Nie? Ja też nie miałem wcześniej okazji przeczytać niczego, co wyszło spod pióra tego autora. A może autorki? W rzeczywistości bowiem to pseudonim niemiecko – amerykańskiego duetu Astrid Ule i Erica T. Hansona, którzy do tej pory zajmowali się pisaniem scenariuszy i literatury faktu. Kokony to ich pierwsza powieść fabularna – połączenie kryminału i thrillera, rzecz intrygująca, ale i niepozbawiona pewnych usterek. Czy istotnych dla fabuły, to się dopiero ukaże. 

Plac Poczdamski to jedna z najdroższych działek w Berlinie, mieście kojarzącym się nie tylko z historią, ale i swobodą obyczajową i kulturalną, eleganckimi dzielnicami oraz obszarami wciąż czekającymi na rewitalizację. To na wspomnianym placu stoi atrapa wielopiętrowego budynku, przypominająca dekorację – rusztowania na których pojawiają się wielkoformatowe reklamy. Gdyby nie pewien dziesięciolatek, na osobliwą konstrukcję nikt nie zwróciłby uwagi. Elias Greve, bo o nim tu mowa, znudzony wyjazdem do Berlina, wymyka się rodzicom z pobliskiego hotelu i wiedziony ciekawością, zagląda na tyły niby-budynku. Na rusztowaniach odkrywa zawieszone trzy srebrne kokony, przypominające mumie. Przybyła na miejsce policja potwierdza obecność trzech trupów. Media podejmują temat i wkrótce cały Berlin żyje domniemanym seryjnym zabójcą, który swoje ofiary pozbawia życia w drastyczny i wyrafinowany sposób. Śledztwo prowadzi Krajowy Urząd Kryminalny z doskonałą profilerką Emmą Carow na czele. Zanim doprowadzą sprawę do końca, w różnym miejscach Berlina natrafią na kolejne kokony. Wszystko zgodnie z pewnym schematem.

W zalewie powieści kryminalnych i thrillerów, pomysł na dobrze wyeksponowaną w fabule zbrodnię to już spora część sukcesu. Niezależnie od tego, jak później potoczą się losy bohaterów, morderstwo z pomysłem działa na czytelnika jak haczyk. W przypadku Kokonów tak właśnie jest. Nietypowe zabójstwo, zwłoki umieszczone nieomal w centrum miasta i ona – świetna w swoim fachu, ale kompletnie niepotrafiąca dogadać się z ludźmi, analityk Emma Carow. Profilerka ma szansę na awans, ale musi wykazać się przy tej zbrodni, tworząc wiarygodny i pomocny policji wizerunek zabójcy. W tym celu wykorzystuje wiktymologię, badając rolę ofiary w dokonanym przestępstwie. Z fragmentów (i to dosłownie) zachowanych kokonów próbuje stworzyć profil, który pozwoli schwytać zabójcę. Emma nie ma łatwego charakteru, znakomicie radzi sobie w pracy, ale jej życie osobiste jest w rozsypce. Kobieta sama jest ofiarą tragicznego wydarzenia sprzed dekady i choć minęło wiele lat, nadal jest zakładniczką własnego strachu. Głęboka trauma nie pozwala jej na zdrowe relacje z innymi ludźmi.

Pomysł, aby fabułę powieści obudować wokół postaci profilerki to jednocześnie zaleta, jak i wada powieści. Emma jest wyrazista, jej konflikty z kolegami z pracy i szefową w dużym stopniu ją charakteryzują i nadają ton powieści. Z drugiej strony to bohaterką, której można współczuć, ale trudno polubić. W pewnym momencie powieść przenosi punkt ciężkości na jej osobę i choć ma to wytłumaczenie w dalszej części historii, to trudno zrozumieć coraz bardziej chaotyczne a nawet histeryczne działania Emmy. Mnie jej zachowanie irytowało i chwilami wydawało się co najmniej nielogiczne. 

Kokony to także Berlin, z jego mrocznymi zaułkami, podejrzanymi lokalami i miejscami, które warto unikać również w środku dnia. Emma podejmuje się jednak gruntownie przebadać teren, udaje się na spotkanie choćby z nocnymi eksploratorami opuszczonych pustostanów,  przypuszczając, że to w ich środowisku może trafić na kolejną wskazówkę do śledztwa.

IG Nowalijki

To, na co czytelnik zwróci uwagę już po kilkunastu stronach, to narracja prowadzona inaczej, niż w kryminałach i thrillerach rodem zza Wielkiej Wody. Akcja w Kokonach posuwa się raczej wolno, autorzy skrupulatnie relacjonują kolejne etapy śledztwa, pozwalając swojej bohaterce na przedstawienie co najmniej kilku wersji analizy mordercy, często bez wyraźnego związku z późniejszymi wydarzeniami. Można by napisać, że czynią to z niemiecką precyzją, dzięki czemu narracja jest gęsta i przypomina styl choćby Charlotte Link, czy Nele Neuhaus. Na pytanie, czy to wada, czy zaleta – czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam. Mnie to akurat nie przeszkadzało, ale miałem wątpliwości gdzie indziej. W końcówce powieści autorzy, moim zdaniem, trochę przeszarżowali, a i sama geneza morderstw wydała mi się zbyt naciągana. Możliwa, ale jednak trochę przerysowana. Trudno napisać coś więcej, aby nie zdradzić fabuły, ale myślę, że w takim odczuciu nie będę odosobniony. 

Jeśli przymknąć oko na pewne usterki w fabule (a może są to zalety, tylko ja nie potrafię ich dostrzec), to można uznać Kokony za interesującą pozycję na tle innych powieści z pogranicza kryminału i thrillera. Może bez pędzącej na złamanie karku akcji, ale z przedstawioną ze szczegółami pracą wydziału kryminalnego. Z bohaterką, obok której nie da się przejść obojętnie, galerią ciekawych postaci drugoplanowych i wreszcie ze zbrodnią, tak samo szokującą, jak i budzącą niezdrowe zainteresowanie. Dla mnie te argumenty okazały się wystarczające, aby spędzić weekend w Berlinie wraz z Emmą Carow i mordercą, zawijającym swoje ofiary w wymyślne kokony. 

Nowalijki oceniają 4+/6



za udostępnienia książki do recenzji.