„Zima” Karl Ove Knausgård

www.wydawnictwoliterackie.pl

Informacje o książce

autor Karl Ove Knausgård
tytuł Zima
tytuł oryginału Om vinteren
przekład Milena Skoczko

wydawnictwo Wydawnictwo Literackie
miejsce i rok wydania Kraków 2016
liczba stron 276

egzemplarz recenzencki







Pierwsze i do tego pełnowymiarowe spotkanie z twórczością Knausgårda nie okazało się dla mnie specjalnie udane. Mając na myśli pełnowymiarowe, przywołuję lekturę Jesieni (tutaj), bo o rozgrzebanej Mojej walce nie wspominam. Pierwszy tom z cyklu nawiązującego do czterech pór roku nie porwał mnie, a nawet momentami nieprzyjemnie zaskoczył. Nie pozostawił mnie jednak zupełnie obojętnym na tematykę, którą Knausgård porusza i zaintrygował stylem jego pisania. To, że Jesień mnie nie porwała, nie oznacza, że nie umiem dostrzec w tym tekście specyficznego stylu narracji, dzięki któremu autor bezwstydnie, ale z talentem, balansuje na granicy literatury wysokiej i banału. 

Już z pierwszej części cyklu wyłania się obraz artysty, który nie boi się opisywać rzeczywistości prawdziwej do bólu, mieszając tematy, obrazy, wspomnienia. Trudno także nie zauważyć, że centralną postacią tej prozy jest sam pisarz, a przede wszystkim mężczyzna, syn, mąż, wreszcie ojciec, choć oczywiście tych ról jest z pewnością więcej. Po doświadczeniach z Jesienią, po drugi tom cyklu – Zimę sięgnąłem bez większych oczekiwań, ale i bez uprzedzeń, które pojawiły się podczas lektury wcześniejszego tekstu. Nie ukrywam, że choć Jesień mnie uwierała, to jednocześnie, im więcej czasu minęło od przeczytania książki, tym lepiej zaczęła mi się ona układać. Ba, zacząłem zastanawiać się, o czym jeszcze jest w stanie napisać autor w kolejnej odsłonie cyklu. Okazało się, że wciąż jest wiele zagadnień i w drugiej części swoistej autokreacji Knausgård radzi sobie zupełnie dobrze. A raczej to ja go zdecydowanie lepiej odbieram.

Konstrukcja Zimy nie różni się niczym od Jesieni i przypuszczam, że Wiosna i Lato mogą wyglądać podobnie. Znów książka obejmuje trzy miesiące, ponownie każdy z nich rozpoczyna się Listem do córki, z tą różnicą, że w lutym dziewczynka jest już na świecie. Między miesiącami znów pojawiają się krótkie teksty – rozdziały, o niejednoznacznej formie gatunkowej, ni to notatki, ni to eseje, a może zwyczajne zapiski z codzienności. Tym razem jednak autor nie szokuje już tak mocno zestawieniami pojęć wysokich i czynności fizjologicznych, choć i w Zimie nie ucieka ani przed jednym, ani przed drugimi. Jest jednak subtelniejszy, bardziej wyważony – poważniejszy? Być może, ale niewielka nawet zmiana tonu zdecydowanie przysłużyła się tekstowi, choć z oczywistych względów, pazury tej prozy przy okazji nieco się stępiły. Knausgård na moment opuszcza gardę przy fragmentach związanych ze świętami, Mikołajem i prezentami. Widać, nawet enfant terrible współczesnej literatury, jak chce go widzieć spora część krytyków i czytelników, ma w sobie sporo z łagodnego baranka, potrzebuje jedynie odpowiednich bodźców. 

foto Tomasz Radochoński/IG:Nowalijki

Zima Knausgårda nie wywołała u mnie tak skrajnych emocji, jak było to w przypadku Jesieni. Wiedziałem już, czego mogę się spodziewać, w jakim kierunku rozwiną się kolejne rozważania autora. Pod tym względem pisarz specjalnie mnie nie zaskoczył. Co więcej, wydał mi się zbyt ułagodzony, żeby nie napisać – stonowany. Ot, taki paradoks. Decydując się na sięgnięcie po kolejny tom cyklu podjąłem pewne ryzyko, mając do stracenia jedynie czas. Mogę jednak z całą stanowczością napisać, że wspomniany czas, w żadnym razie nie uznaję za stracony. Co więcej, przekonałem się do autora już na tyle, że z zaciekawieniem przeczytam Wiosnę i Lato z nadzieją, że znajdę czas na jego dzieło życia, czyli wspominaną już Moją walkę


Nowalijki oceniają 4+/6




Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za udostępnienie
książki do recenzji.