TRUDE MARSTEIN „MIAŁAM TAK WIELE”

Od lat z zainteresowaniem zerkam w stronę literatury skandynawskiej. Zaczęło się od fascynacji szwedzkimi i norweskimi kryminałami, potem doszły pojedyncze powieści publikowane w pierwszej edycji Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich. Literatura z Północy zwróciła moją uwagę zarówno podejmowaną tematyką społeczno-obyczajową, nieodżegnującą się od wątków trudnych czy niewygodnych, jak i z pozoru chłodnym klimatem opowieści. Miks dystansu wobec opisywanej rzeczywistości oraz pisarska uczciwość wobec czytelnika to dla mnie połączenie nieomal idealne, pozwalające zarówno zagłębić się w lekturze, zrozumieć motywację bohaterów, ale i docenić wagę drobiazgów budujących fabułę.

Miałam tak wiele Trude Marstein to przykład powieści, która z pozoru niespecjalnie zaskakuje, ale im mocniej czytelnik angażuje się w tę fabułę, tym trudniej mu jest oderwać się od lektury. Taką siłę ma proza norweskiej pisarki, która bez fajerwerków czy tanich chwytów rozpisuje na przeszło sześciuset stronach życie swojej bohaterki. Skupia się przede wszystkim na Monice, która jest także pierwszoosobową narratorką, ale nie zapomina o drugim planie oraz społeczno -obyczajowym tle, portretując zmiany zachodzące zarówno w wyglądzie i zachowaniu głównej bohaterki, na równi ze zmieniającą się rzeczywistością wokół. Niewielkie przeskoki w czasie, zapowiadające kolejne rozdziały jej życia, stawiają czytelnika w obliczu tajemnicy, jaką są meandry codzienności.

Proza Trude Marstein wpisuje się nurt literatury obyczajowej, która nie skupia się jedynie na opisie kolei losu głównej bohaterki, ale oferuje wartość dodaną w postaci czegoś na kształt portretu socjologicznego społeczeństwa (w tym przypadku norweskiego). Pokazuje zmieniającą się rzeczywistość i drobiazgi codzienności, ale nie zapomina, że najważniejszy jest człowiek, jego emocje, zarówno pozytywne jak i negatywne, zdobywane doświadczenie, radosne momenty i bolesne upadki.

Monika z powieści Marstein ma plany i marzenia, konfrontuje się z bliskimi, podejmuje szereg decyzji, zarówno przemyślanych, ale przede wszystkim podyktowanych impulsem – ostatecznie jednak zawsze mierzy się z ich konsekwencjami. Niejednokrotnie boleśnie uświadamia sobie swoją niemoc; uwierają ją ramy oczekiwań społecznych, czy niezrozumienie ze strony najbliższych. Stawia sobie kolejne wyzwania i modyfikuje własne wyobrażenie o samej sobie; przyjmuje role narzucane przez społeczeństwo, zadaje sobie pytania o to, czy musi podporządkować się głównemu nurtowi, czy może powinna płynąć pod prąd?

Głównej bohaterce Miałam tak wiele trudno nie kibicować nawet wtedy, kiedy można odnieść wrażenie, że Monika sama nie wie, czego chce. Jej rozterki dotyczące życia w każdym jego aspekcie są bliskie czytelnikowi, nawet jeśli do końca nie może (z oczywistych powodów) utożsamiać się z postacią z powieści. Świadomość pędu codzienności, uczucie przemijania, braku emocjonalnej stabilizacji, wreszcie namacalne oznaki dojrzewania, a potem także starzenia się, to tylko kilka z wielu kwestii poruszanych w prozie Marstein.

Monika potrafi irytować, a jej zachowanie budzić frustrację, szczególnie wtedy, kiedy wydaje się, że ma zbyt wygórowane oczekiwania wobec życia i innych ludzi, ale czy dzięki takiej postawie nie jest bliższa czytelnikowi? Bardziej ludzka? Zmaga się przecież z takimi samymi problemami jak każdy człowiek, zakochuje się i kończy relacje, doświadcza smutki i żałoby, uczy się czerpać radość z drobnych przyjemności życia, sama nierzadko stając się powodem cudzego bólu. I przede wszystkim odczuwa świat wszystkimi zmysłami, co tylko utrudnia, i tak niełatwą, codzienność.

Owszem, obszerna i gęsta proza Trude Marstein wymaga odrobinę cierpliwości podczas lektury, ale warto na tę powieść spojrzeć jak na napisany z rozmachem portret jednostki w konfrontacji z niewzruszoną w swej zero-jedynkowej postawie rzeczywistością. Autorka, do czego wcześniej przyzwyczaiły już inne skandynawskie powieści, nie upiększa na siłę codzienności, nie bierze w obronę swoich bohaterów, ale jednocześnie jest dla nich wyrozumiała. Z pewnością ma bowiem świadomość, że po części pisze także o sobie i o tych wszystkich, którzy sięgną po jej książkę. Zdecydowanie więc warto przyjrzeć się sobie w literackim zwierciadle Trude Marstein.

Informacje o książce

autorka Trude Marstein

tytuł Miałam tak wiele (Så mye hadde jeg)

przekład Karolina Drozdowska

Wydawnictwo Pauza 2024

ocena 4+/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem