Wygląda na to, że twórczość Shirley Jackson ma swoje pięć minut. A to za sprawą Wydawnictwa Replika, które zdecydowało się wznowić, póki co dwie, najpopularniejsze powieści amerykańskiej autorki. Najpierw w ręce czytelników trafił Nawiedzony Dom na Wzgórzu (tutaj), teraz książka wyżej oceniana przez krytyków – Zawsze mieszkałyśmy w zamku. I znów jest tak, że Jackson dopasowuje ramy klasycznej wiktoriańskiej powieści grozy do swoich potrzeb, proponując czytelnikowi literacką zabawę w zgadywankę, co jest prawdą a co wymysłem wyobraźni – autorki, jej bohaterki, wreszcie odbiorcy historii sióstr Blackwood.
Zawsze mieszkałyśmy w zamku to opowieść o dwóch siostrach, które wraz z niedołężnym stryjem Julianem i kotem Jonaszem przebywają w pamiętającej wciąż czasy dawnej świetności rezydencji. Ta osobliwa rodzina żyje na uboczu, w izolacji od reszty miasteczka. Nie bez powodu – kilka lat temu liczba Blackwoodów drastycznie zmniejszyła się, kiedy podczas kolacji arszenik pozbawił ich życia. I kiedy wydawać by się mogło, że po jakim czasie wszystko wróciło do normy, u wrót posiadłości melduje się kuzyn Charles. Jego pojawienie się w uporządkowanym świecie sióstr Blackwood zmąci spokój i zainicjuje szereg niepokojących wydarzeń.
Wydana po raz pierwszy w 1962 roku powieść Shirley Jackson uważana jest za szczytowe osiągnięcie amerykańskiej pisarki, która z powodzeniem sięgała po różne gatunki literackie. Zawsze mieszkałyśmy w zamku nawiązuje do powieści grozy, ale autorka, mocniej niż w przypadku Nawiedzonego Domu na Wzgórzu, podkreśla i eksponuje warstwę psychologiczną historii. Od pierwszych stron wprowadza klimat niedomówienia, nienazwanego lęku i uczucia niepewności, które towarzyszą lekturze do finału. Oddanie narracji młodszej z sióstr – Mary Katherine – okazało się strzałem w dziesiątkę. Dziewczyna, dziesięć lat młodsza od swojej siostry, jest albo nad wyraz cyniczna, albo po prostu niedojrzała. Z pewnością wie więcej niż mówi. Jej niechęć do mieszkańców pobliskiego miasteczka idzie w parze z agorafobią starszej Constance. Wspomniana przypadłość to raczej próba interpretacji stanu kobiety, która być może ma powód, aby nie opuszczać rezydencji. Wydarzenia z pamiętnej kolacji szerokim echem odbiły się w lokalnej społeczności, czego efektem jest niechęć obu stron do siebie, ledwie skrywana wrogość, wreszcie izolacja. Dziwnie, bo to chyba najlepsze określenie, zachowują się wszyscy bohaterowie powieści, co daje autorce pole do popisu i czytelnikowi dowolność w interpretacji wydarzeń.
Zawsze mieszkałyśmy w zamku klimatem i sposobem prowadzenia fabuły przypomina Nawiedzony Dom na Wzgórzu. Jackson balansuje na granicy rzeczywistości i fikcji, sprowadza na manowce, a lekko oniryczny klimat historii pozostawia czytelnika z wieloma znakami zapytania. Z pewnością taka dezorientacja może uwierać, ale daje również szansę na własną interpretację wydarzeń z udziałem sióstr Blackwood, których przeszłość skrywa niejedną tajemnicę. Mnie Shirley Jackson kupiła już lata temu, dlatego spotkanie z jej kolejną powieścią okazało się bardzo satysfakcjonujące. Ale rozumiem też, że specyficzny klimat nie wszystkim musi przypaść do gustu. Autorce udało się jednak napisać książkę, która nie starzeje się, a planowana wkrótce ekranizacja tylko udowadnia, że zainteresowanie twórczością Jackson nie maleje.
|
źródło: www.replika.eu |
Informacje o książce
autorka Shirley Jackson
tytuł Zawsze mieszkałyśmy w zamku
tytuł oryginału We Have Always Lived in the Castle
przekład Ewa Horodyska
wydawnictwo Replika
miejsce i rok wydania Zakrzewo 2018
liczba stron 224
egzemplarz recenzencki
Nowalijki oceniają 5/6
za udostępnienie powieści do recenzji