NICK BRADLEY „CZTERY PORY ROKU W JAPONII”

Z pewnością mogę określić siebie jako miłośnika literatury azjatyckiej, szczególnie japońskiej. To przede wszystkim zasługa Haruki Murakamiego, którego powieści poznałem lata temu i którego twórczość, przynajmniej dla mnie, jest wyznacznikiem tego wszystkiego, za co tak cenię prozę z Kraju Kwitnącej Wiśni. I przy okazji żałuję, że zdecydowaną większość jego powieści przeczytałem na lata przed założeniem bloga, ale może to jeszcze jeden argument za tym, żeby powrócić do jego twórczości?

Na autorze Norwegian Wood japońska literatura się nie kończy, dlatego wykorzystując kolejną falę wzmożonej fascynacji azjatycką prozą, przeszukuję katalogi wydawnictw w poszukiwaniu nowych tytułów. Albo, jak w przypadku Nicka Bradleya, sięgam po jego nową powieść znanego mi pisarza. Co prawda Kota w Tokio, debiut Brytyjczyka przez wiele lat mieszkającego w Japonii, nie oceniłem nad wyraz entuzjastycznie, z zaciekawieniem odnotowałem premierę Czterech pór roku w Japonii. I jak w przypadku poprzedniej książki, także ta okazała się, w mojej ocenie, co najwyżej dobra, choć w porównaniu z debiutem Bradley zrobił spore postępy w sztuce pisarskiej.

Flo jest młodą amerykańską tłumaczką, która przeżywa kryzys egzystencjalny i nawet życie w ukochanym Tokio z bliskim jej ludźmi nie może tego zmienić. Dziewczyna nie spodziewa się, że znaleziona w metrze, pozostawiona przez pasażera powieść Dźwięk wody radykalnie zmieni jej najbliższe plany na życie. Zachwycona książką opowiadającą trudną relację między nastolatkiem Kyo i jego babcią, postanawia przetłumaczyć fabułę na język angielski. Dostaje zielone światło od potencjalnego wydawcy, ale musi odnaleźć, ukrywającego się za pseudonimem, autora Dźwięku wody. Łatwo powiedzieć, ale gdy poszukiwania nie przynoszą rezultatu, Flo gotowa jest zrezygnować … Życie jednak lubi pisać własne scenariusze, o czym tłumaczka przekona się na własnej skórze.

Cztery pory roku w Japonii to powieść szkatułkowa, zbudowana z dwóch historii, które w pewnym momencie fabuły zazębiają się, udowadniając, że życie wciąż potrafi zaskakiwać – także, a może przede wszystkim w literaturze. Klamrą tej opowieści są losy Flo i jej poszukiwania tajemniczego autora znalezionej w metrze książki, trzonem zaś sama powieść, podzielona na cztery duże rozdziały, pokrywające się z kolejnymi porami roku.

Jej bohaterem jest Kio, który nie dostał się na studia medyczne i w ramach wakacyjnych przygotowań do ponownych egzaminów, zostały wysłany przez matkę do niewielkiego Onomishi w pobliżu Hiroszimy. To tam mieszka babka chłopaka ze strony nieżyjącego ojca Kio. Ayako prowadzi niewielką kawiarnię, ale o jej przeszłości niewiele wiadomo.Przeżyła śmierć męża i syna i choćby z tego powodu jest uchodzi za zamkniętą w sobie i skrytą. Pojawienie się wnuka niewiele w tej kwestii zmienia.

Powieść Nicka Bradleya porusza tematykę dobrze znaną z wielu innych utworów. Czytelnik śledzi, na początku niezwykle trudną, relację między wnukiem a Ayako. Oboje są pokiereszowani przez życie, oboje także, choć na początku trudno im w to uwierzyć, łączy coś więcej niż więzy krwi. Kio zmaga się z problemami o charakterze tożsamościowym, typowymi dla młodego chłopaka, który stanął przed trudnymi życiowymi wyborami. Z wielu powodów czuje się niezrozumiany i wyobcowany, a chłodne reakcje babci tylko utwierdzają go w tym przekonaniu. Ayako także ma za sobą trudną przeszłość; choć kocha wnuka i skrycie mu kibicuje, nie pozwala sobie na zbędne czułości – trochę z racji japońskiej kultury wychowywania dzieci, po części także z lęku o wnuka, który pod wieloma względami przypomina jej zmarłego przedwcześnie syna.

Cztery pory roku w Japonii mają ciekawą konstrukcję fabuły, podejmują także bliskie każdemu czytelnikowi tematy, wreszcie z precyzją odmalowują Japonię w tych wszystkich aspektach i drobiazgach, które dostrzega przede wszystkim uważny obserwator rzeczywistości. A jednak powieść Bradleya oceniam jako przykład literatury poprawnej, co najwyżej dobrej.

Z jednej strony doceniam pomysł na fabułę, liczne odwołania do tradycji i kultury Japonii, podobał mi się motyw góry, swoistego punktu odniesienia w życiu bohaterów powieści. Przeszkadzało mi za to nagromadzenie elementów świata przedstawionego mające na celu utwierdzenie czytelnika, że sięgnął po prozę azjatycką. Brzmiało mi to fałszywą nutą; szybko dało się odczuć, że autorem książki jest ktoś spoza japońskiego kręgu kulturowego, a rzeczywistość za bardzo przypomina teatralną dekorację.

Nie przekonały mnie także postaci, choć relacja wnuka i babci wydaje się bardzo emocjonalna, kreacja bohaterów jest dość płaska, żeby nie napisać stereotypowa. Być może taki był zamysł samego autora, być może to efekt specyficznych relacji międzypokoleniowych w Japonii, ale mnie to do końca nie przekonuje. Paradoksalnie, mimo emocjonalności tekstu, Cztery pory roku w Japonii w pewnym momencie znużyły, a śledzenie dalszych losów bohaterów bez odpowiedniego zaangażowania z mojej strony okazało się dość męczącym doświadczeniem. Co prawda, tym razem było mi nie po drodze z nową powieścią Nicka Bradleya, ale obiektywnie mogę napisać, że jego powieść ma prawo się podobać i to z wielu powodów. Zatem czy warto po nią sięgnąć? Nie odradzam, ale i specjalnie nie zachęcam do lektury.

Informacje o książce

autor Nick Bradley

tytuł Cztery pory roku w Japonii (Four Seasons in Japan)

przekład Dominika Chylińska

Wydawnictwo Znak 2024

ocena 4/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak