Nowa książka to zapowiedź przyjemności, a dwie opowieści w jednym tomie? Oczywiście zwiastują radość podwójną. Tetbeszka, termin znany także w filatelistyce, to określenie na książkę dwustronną, której oddzielne z pozoru fabuły w nietypowy sposób łączą się w logiczną całość. Koncept niezbyt może popularny, ale z pewnością wyróżniający się na tle bogatej oferty wydawniczej, która w odniesieniu do kryminałów od dawna nie jest w stanie zaproponować niczego specjalnie oryginalnego.
Na nietypową formę dwustronnej książki, której tradycja sięga XVIII wieku, zdecydował się współcześnie Gareth Rubin, zapraszając czytelnika do lektury Domu Klepsydry – dwóch kryminalnych opowiadań połączonych wspólnymi wątkami. Nie ma znaczenia, czy lekturę zacznie się od okładki niebieskiej, czy czerwonej – obie historie układają się w całość, mimo że wydarzenia przez nie opowiadane dzielą lata i odległość geograficzna. Przyznam, koncept bardzo interesujący, szczególnie, że autor odwołuje się do niezwykle popularnych gatunków literackich, ale ich realizacja jest co najwyżej poprawna. I po raz kolejny udowadnia, że sam pomysł to za mało, potrzeba jeszcze jakości wykonania, której w tej powieści zabrakło.
Pierwsza opowieść rozgrywa się pod koniec XIX wieku w Anglii. Na prośbę właściciela Domu pod Klepsydrą do rezydencji przyjeżdża jego krewny – młody lekarz, aby zdiagnozować chorobę pana domu. Jakie jest jego zdziwienie, kiedy na miejscu odkrywa, że szklanej celi, zbudowanej wewnątrz domostwa, więziona jest bratowa właściciela rezydencji, oskarżona o zamordowanie męża. Przybysz odkrywa ich mroczną tajemnicę, korzystając ze wskazówek zawartych w pewnej książce …
Druga opowieść przenosi czytelnika do Los Angeles z lat 30. XX wieku. To tutaj ginie w niewyjaśnionych okolicznościach odnoszący sukcesy pisarz, a tajemnicę jego śmierci próbuje odkryć młody aspirujący aktor, przyjaciel rodziny. Wraz z siostrą zmarłego odkrywa mroczą przeszłość wpływowej rodziny, natomiast wskazówki do poznania całej prawdy ukryte są w ostatnie powieści nieżyjącego autora.
O tetbeszkach słyszałem sporo, ale dopiero lektura Domu Klepsydry dała mi możliwość poznania tej nietypowej formy literackiej. Nietypowej, ale znów nie takiej odosobnionej; pewną wariacją na temat konstrukcji jest powieść szkatułkowa, jednak – jak zawsze – Diabeł tkwi w szczegółach. Gareth Rubin zaproponował dwie historie, których punkty styczne sprytnie umieścił w niezależnych fabułach rozgrywających się w innych czasach, na różnych kontynentach i z innymi bohaterami. Niebieska okładka skrywa mroczną opowieść w klimacie wiktoriańskiej powieści grozy, czerwona zaś – kryminał noir rozgrywajacy się w świecie hollywoodzkiej fabryki snów. Zatem pomysł jak najbardziej udany, zapowiadający udaną literacką zabawę zarówno popularnymi gatunkami, jak i nietypową, wymagającą od czytelnika uwagi, konstrukcją tekstu.
Początek powieści (zacząłem od niebieskiej okładki) zaczął się nad wyraz interesująco, ale szybko okazało się, że autorowi zabrakło przede wszystkim umiejętności kreowania zajmującej opowieści. W efekcie czego historia rozgrywająca się na angielskiej wysepce okazała się nużąca, a na pewno monotonna, zbyt papierowe postaci nie były w stanie ani unieść ciężaru fabuły, ani skutecznie przykuć do lektury. Ale! Żeby być uczciwym wobec autora chcę pokreślić, że sam pomysł na intrygę w tej części był naprawdę udany i zaskakujący.
Zdecydowanie lepiej wypadła opowieść ukryta pod czerwoną okładką. Rubin lepiej czuje kryminał noir, historia jest bardziej dynamiczna, choć zasadniczo autor ma problem z utrzymaniem dobrego tempa, a nagromadzenie licznych zwrotów akcji w finale, nieco razi pójściem na łatwiznę. Także w tej części bohaterowie są narysowani bardzo oszczędną kreską; a na pewno brakuje im jakiejkolwiek głębi, której oczekuję także od prozy rozrywkowej.
Dom Klepsydry to literacka ciekawostka, po którą z pewnością sięgną zarówno miłośnicy kryminałów, jak i czytelnicy zainteresowani oryginalną konstrukcją fabularną tetbeszki. Po lekturze powieści Garetha Rubina naszła mnie myśl, że najciekawszym aspektem jego prozy był proces wyłapywania punktów wspólnych między obiema historiami, doszukiwanie się struktury opowieści niż jej walory literackie. Zdecydowanie zawiodła jakość wykonania: papierowi bohaterowie, brak głębi i wrażenie powierzchowności, nieumiejętność zbudowania odpowiedniego klimatu, wreszcie niewykorzystany należycie motyw starego domu z przeszłością to największe grzechy tej książki. Może gdyby po ten pomysł sięgnął ktoś, kto umie zajmująco pisać, ta historia zasłużyłaby na uznanie. A tak, to mocno przeciętna książka, marnująca potencjał – tak samo konstrukcji fabuły, jak i samej opowieści. Szkoda.
Informacje o książce
autor Gareth Rubin
tytuł Dom Klepsydry (The Turnglass)
przekład Robert Waliś
Wydawnictwo Albatros 2024
ocena 3+/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem