EEVA LOUKO „MORDERSTWO NA WYSPIE SZCZĘŚCIA”

Wielkokrotnie na łamach bloga deklarowałem moje (choć w kontekście tematyki brzmi to nieco niestosownie) zamiłowanie do skandynawskich kryminałów. Był taki czas, że sięgałem po nie często, przede wszystkim za sprawą nieodżałowanego Henninga Mankella, czy od kilku lat zaczytując się w serii o komisarzu Williamie Wistingu spod pióra Jörna Liera Horsta. Powieści kryminalne z północy Europy cenię za rozpisane w szczegółach śledztwa pokazujące pracę policji, solidne umocowanie fabuły na tle przemian społeczno-obyczajowych, wreszcie za niespieszne tempo oraz nieco melancholijny klimat.

Fascynacja tym typem literatury z czasem straciła na intensywności, co nie znaczy, że na hasło skandynawski kryminał nie reaguję zaciekawieniem. Ponieważ ulubieni autorzy z różnych powodów milczą, a gatunek przeszedł w wielu aspektach metamorfozę, która nie przypadła mi do gustu, po kolejne książki sięgam rzadziej, ale trzymam rękę na pulsie. I dlatego zdecydowałem się na lekturę debiutującej po polsku Eevy Louko. Morderstwo na Wyspie Szczęścia, z racji pochodzenia autorki klasyfikowane jako skandynawski kryminał właśnie, to powieść podążająca ścieżką wytyczoną przez poprzedników, intrygująca, ale i niepozbawiona wad historia stara jak świat. Tytułowe morderstwo bowiem to efekt finalny całego splotu wydarzeń, których źródeł należy upatrywać w przeszłości bohaterek i bohaterów.

Główna bohaterka powieści Ronja Vaara, młoda dziennikarka i freelancera, od wielu lat mieszka w Londynie, który traktuje jako bezpieczne schronienie przed przeszłością. Kiedy na pustej plaży zostają znalezione zwłoki jej ojca, kobieta zmuszona jest wrócić do domu na wyspie Lauttasaari. W toku śledztwa wychodzi na jaw, że mężczyzna został zabity; w jego mieszkaniu policja znajduje tajemnicze widokówki wysyłane od lat i policja nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kto zabił znanego na wyspie nauczyciela, od lat żyjącego na obrzeżach lokalnej społeczności. Ronja decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce, co oznacza, że będzie zmuszona stawić czoła sekretom i tajemnicom skrzętnie ukrywanym przez mieszkańców niewielkiej wyspy.

Morderstwo na Wyspie Szczęścia rozpoczyna cykl powieściowy z Ronją Vaarą, młodą dziennikarką, która zmaga się ze skomplikowaną rodzinną przeszłością. Lektura pierwszego tomu sugeruje, że główny wątek kryminalny został w pełni rozwiązany i wyjaśniony, co oznacza, że kolejne części będą dotyczyły innych spraw o charakterze kryminalnym. Póki co, czytelnik dostaje solidnie napisaną historię wkomponowaną w charakterystyczny, późno jesienny klimat fińskiej wyspy, której niewielka społeczność zna się na tyle dobrze, że potrafi przemilczeć to wszystko, co dla niej niewygodne. Ronja natrafia zatem na wiele niewiadomych, a jej długa nieobecność w rodzinnych stronach nie ułatwia nawiązywania relacji z rezydentami Lauttasaari. Śledztwo w sprawie śmierci jej ojca prowadzi policyjny duet, może i z zaangażowaniem podchodzący do sprawy, ale robiący wiele, aby utrudnić komunikację na linii córka zabitego – organa ścigania. Wszyscy wokół wydają się empatyczni i pomocni, ale nie trudno odnieść wrażenia, że za tą fasadą kryją się zgoła inna postawa – czego bohaterka doświadcza na każdym kroku.

Powieść Eevy Louko faktycznie zaczyna się jak klasyczny skandynawski kryminał: jest zagadkowa śmierć na plaży, jest skomplikowana sytuacja rodzinna głównej bohaterki, są wreszcie odpowiednie dla zbudowania klimatu warunki atmosferyczne. Ale z pewnością powieść Louko nie wpisuje się w stereotypowe wyobrażenie tego gatunku – co dla osób dopiero zaczynających przygodę z kryminałem z Północy oczywiście nie będzie mieć żadnego znaczenia. Mnie jednak niektóre elementy fabuły uwierały, przez co lektura, choć zasadniczo udana, nie przyniosła wielkiej satysfakcji i utwierdziła w przekonaniu, że gatunek mocno ewoluował, być może niepotrzebnie, w stronę modnego thrillera psychologicznego. Muszę przyznać, że sama konstrukcja fabuły jest przemyślana: obok współczesnej narracji czytelnik dostaje rozdziały odwołujące się do przeszłości, a historia opowiadana z dwóch, a nawet trzech perspektyw przyciąga do lektury intrygującą tajemnicą. Autorka starannie rozłożyła wskazówki tak, że całość tej układanki widać dopiero pod koniec powieści. Zadbała także o odpowiedni klimat w sam raz dla lektury na długie jesienne wieczory.

Zasadniczo lekturę Morderstwa na Wyspie Szczęścia oceniam jako zadawalającą, ale w mojej ocenie fabule Eevy Louko bliżej jest do thrillera psychologicznego niż do klasycznego kryminału. Autorka bardzo (a według mnie za bardzo) skupiła się na życiu osobistym swoich bohaterek i bohaterów. I jak rozumiem to w odniesieniu do Ronji i jej ojca, a szerzej: rodziny, tak w przypadku postaci drugoplanowych już niekoniecznie. Czytelnik poznaje ze szczegółami życiowe rozterki znacznej większości bohaterów i bohaterów, a tem nadmiar informacji szybko zaczyna nużyć i niepotrzebnie wkrada się w śledztwo, które (tak przy okazji) nie jest specjalnie spektakularne. Im bliżej finału, tym więcej chwytów typowych dla thrillera – oczywiście niczego nie zdradzę, ale czytelnicy i czytelniczki prozy gatunkowej szybko zorientują się, które wydarzenia z książki mam na myśli. Wygląda więc na to, że klasyczny kryminał, niekoniecznie tylko skandynawski, faktycznie przeszedł sporą metamorfozę, dostosowując się do współczesnych realiów rynku wydawniczego. Nic w tym złego, a może nawet tak powinno być, ale tęsknota za solidną prozą kryminalną pozostaje. Powieści Louko, choć całkiem udanej, do najlepszych dokonań mistrzów gatunku z Północy trochę jednak brakuje, że o niestarannej redakcji tekstu nie wspomnę, bo to temat na zupełnie inną opowieść.

Informacje o książce

autorka Eeva Louko

tytuł Morderstwo na Wyspie Szczęścia

przekład Dorota Kyntäjä

Wydawnictwo Czwarta Strona 2024

ocena 4/6

recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem