Jeszcze kilka lat temu w ramach powieści kryminalnej rozróżniano zasadniczo cztery jej odmiany: detektywistyczną i sensacyjno-awanturniczą, kryminał noir oraz policyjny (lub milicyjny). Oczywiście granica między nimi była dość płynna, ale nawet przemieszanie konwencji w ramach gatunku nie powodowało dysonansu poznawczego. Ten pojawił się wraz kolejnymi odmianami prozy gatunkowej, a stolik wywrócił thriller psychologiczny, który nie dość, że swobodnie i garściami czerpie z różnych odmian kryminału, to jeszcze wprowadza wątki obyczajowe przerysowując rzeczywistość nagromadzeniem nieoczekiwanych zwrotów akcji.
Od dawna z niekłamaną przyjemnością sięgam zarówno po klasykę kryminału, jak i po thrillery psychologiczne w obu przedstawicielach prozy gatunkowej poszukując przede wszystkim rozrywki. Szczególną sympatią darzę cozy mystery w wydaniu brytyjskim. Lubię także, kiedy autorka lub autor powieści inteligentnie nawiązuje do klasyki, sięga po sprawdzone chwyty fabularne i umieszcza je w swoich książkach.
Cenię takie literackie eksperymenty jak Zagadka West Heart Danna McDormana, który burząc czwartą ścianę zaprasza czytelnika w sam środek kryminalnej intrygi. Szkoda jednak, że ciekawy pomysł nie wypalił; wątek kryminalny okazał się mało angażujący, a radę dają przede wszystkim fragmenty w których autor, wychodząc poza ramy świata przedstawionego powieści, raczy czytelnika teorią powieści kryminalnej, bawi dykteryjkami dotyczącymi historii gatunku, przywołuje konkretne przykłady rozwiązań fabularnych serwowanych w klasycznych tekstach prozy rozrywkowej. To jednak za mało, aby wysoko ocenić książkę McDormana w myśl zasady o formie kosztem treści.
Fabuła książki nie wydaje się zbyt skomplikowana, ale to tylko pozory. Podczas lipcowego świątecznego weekendu w eleganckim klubie myśliwskim West Heart, malowniczo położonym na odludziu, jak co roku spotyka się spora grupa przyjaciół. Reprezentują oni rodziny, które wiele lat wcześniej założyły ten luksusowy ośrodek. Ich gościem jest także detektyw Adam McAnnis zaproszony przez jednego z członków tego elitarnego klubu. Nudny w założeniu weekend z okazji 4 lipca okazuje się być bogatym w dramatyczne zdarzenia: trup ściele się gęsto, atmosfera pełna kłamstw oraz niedomówień zagęszcza się, a łącząca bohaterów tajemnica utrudnia prowadzenie śledztwa. Jak w klasycznym kryminale – wszyscy są podejrzani.
Muszę przyznać, że na początku lektury kupił mnie pomysł autora, aby zamiast zwykłego (cokolwiek to dziś znaczy) kryminału zaproponować coś na kształt gry paragrafowej w formie powieści, miksu gatunków oraz książkę o książce. Co więcej, McDorman czyni z czytelnika jeszcze jednego bohatera fabuły, co i raz burząc czwartą ścianę oraz płynnie przechodząc z jednej formy narracji w drugą. Dzięki temu odbiorca tekstu raz obserwuje zdarzenia z boku – i wtedy narrator sugeruje mu różne rozwiązania, zwraca uwagi na drobiazgi, albo skutecznie odwraca uwagę od tego, co w danym momencie ważne dla rozwoju fabuły, żeby za chwilę umieścić go w centrum fikcyjnych zdarzeń. Powieść zatem łączy w sobie elementy prozy rozrywkowej i popularnonaukowej, kiedy autor zmienia perspektywę oraz punkt widzenia i skupia się na teorii literatury kryminalnej (uspokajam: w wersji łatwej do przyswojenia, a zarazem dla fana gatunku niezwykle interesującej).
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jednak niekoniecznie? Przede wszystkim dlatego, że imponująca grupa bohaterów potrafi się mylić właściwie do samego końca, intryga kryminalna, która powinna być osią powieści, rozmywa się w gąszczu relacji między postaciami i przede wszystkim w zalewie tych wszystkich informacji na temat gatunku, które obudowują trzon fabuły trochę zbyt ciasno, w efekcie niepotrzebnie przeciążając samą fabułę. Lubię dygresje i dywagacje okołotematyczne, ale nawet ja traciłem cierpliwość, za każdym razem, kiedy autor wtrącał się do własnej historii i decydował się na kolejny wtręt o charakterze poradnika dla nowicjusza w świecie kryminałów. A wciągając do intrygi czytelnika nie okazał się kompanem lojalnym, nie raz zdarzyło mu się wywieść go na manowce (ale to akurat zupełnie mi nie przeszkadzało).
Jest więc Zagadka West Heart próbą innowacyjnego spojrzenia na kryminał, jest książką gatunkową autotematyczną, jest także swego rodzaju żartobliwym dialogiem pisarza z czytelnikiem. Jednak z racji niespecjalnie dobrze wyważonych proporcji, książka Danna McDormana to przykład przerostu formy nad treścią. W mojej wdzięcznej pamięci na pewno pozostanie ta pierwsza, a fabuła – już niekoniecznie. I trochę mi tego szkoda.
Informacje o książce
autor Dann McDorman
tytuł Zagadka West Heart (West Heart Kill)
przekład Jacek Żuławnik
Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału 2024
ocena 4-/6
recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem