Latem 1948 roku w Darłowie dochodzi do makabrycznych zbrodni. Zostają zamordowane prostytutki, a obrażenia na ich ciele wskazują na działanie zwyrodnialca, którego zachowanie przypomina wampira. Kobiety umierają w wyniku zakażenia paciorkowcem, ale mieszkańcy nadmorskiej miejscowości upatrują w ich obrażeniach działalności szaleńca, trupojada, albo „niemieckiej klątwy”. Jest tuż po wojnie, w mieście stacjonują żołnierze radzieccy, których brutalność i bezwzględność porównywana jest do niedawnego zachowania Niemców. Zmęczeni wojną ludzie mają dość kolejnych zbrodni, do tego muszą zmagać się z nieustannie pijanymi i agresywnymi Rosjanami oraz Polakami, którzy wiernie służą władzy ludowej. Jedną z osób, która nie wierzy w siły nieczyste, jako sprawcę zabójstw, jest miejscowy lekarz Rafał Gordon. Niespodziewanie zwraca się do nauczyciela łaciny i matematyki w miejscowym liceum profesora Antoniego Hrebeckiego. To postawny, łysy starszy pan, jednocześnie ulubieniec i postrach darłowskiej młodzieży. Kogoś ten opis wam przypomina? Nie mylicie się, to przedwojenny komisarz policji Edward Popielski. Uciekając przed skomplikowaną przeszłością i ubecką teraźniejszością pomieszkuje obecnie w Darłowie i pracuje jako nauczyciel. Zdekonspirowany przez doktora, podejmuje się śledztwa w sprawie gwałciciela – potwora, nie przeczuwając, że wkrótce, nie po raz pierwszy, stanie u wrót prywatnego piekła.
Fabuła „Areny szczurów” zapowiadała się na bardzo interesującą, a spotkanie z erudytą Popielskim miało gwarantować głębokie, choć na pewno niezbyt miłe dla czytelnika doznania. Niestety, tym razem jednak coś nie wyszło. Odnoszę wrażenie, że autorowi starczyło pomysłu na połowę kryminału, bowiem mniej więcej wtedy Popielski rozwiązuje zagadkę miejscowego wampira. Druga część powieści, rozgrywająca się w lochach darłowskiego zamku to spiętrzenie okrucieństwa, odrażających i wręcz nieprawdopodobnych sytuacji. Bardzo wątpię, aby ktokolwiek mógł je przeżyć, ale Popielskiemu to się udało, choć nie powinno. Z drugiej strony, kto jak nie komisarz mógł wyjść cało z najgorszych opresji?
Krajewski w najnowszej powieści kontynuuje pomysł z poprzedniej książki i syn Popielskiego – Wacław – już współcześnie musi poprawnie odpowiedzieć na pytanie, aby uzyskać kolejną część wspomnień ojca. Narratorów w powieści jest dwóch: trzecioosobowy oraz sam Edward, który w liście do syna relacjonuje mu przebieg wydarzeń z 1948 roku. Tym razem jednak zagadka – klucz do wspomnień ojca jest trochę mniej skomplikowana niż poprzednio, nadal jednak opiera się na filozofii i łacinie.
Darłowo w powieści to arena zmagań czerwonoarmisty Czubarowa – zastępcy komendanta pobliskiego Sławna oraz Krzyżagórskiego – porucznika bezpieki. Obaj mają na celu zniszczenie najpierw siebie nawzajem, a potem Popielskiego, którego przeszłość w AK szybko wyszła na jaw. Nasz bohater nie ma pewności, kto jest jego przyjacielem, a kto może na niego donieść. W miasteczku nikt nie może czuć się bezpiecznie, gdyż władza ludowa zadbała o to, by nikt takiego komfortu nie miał.
Edward Popielski jest w „Arenie szczurów” cieniem dawnego siebie. Nie chodzi tu tylko o wiek (ma 62 lata), zmęczenie przeżytymi doświadczeniami i wymuszoną zmianą zawodu. Zagubiła się gdzieś jego dbałość o elegancję, choć to może fabularnie jest uzasadnione, a i erudycja nie taka, jakie moglibyśmy się spodziewać. Wyraźnie nie czuje się dobrze w obcym mu miasteczku. Lwów, a potem Wrocław lepiej mu służyły. Być może nadeszła pora, aby definitywnie pożegnać się z tą postacią, bo wydaje mi się, że jej literacki potencjał już się wyczerpał. Podobne odczucia miałem wcześniej przy „Władcy liczb”, ale wtedy wydawało mi się, że to chwilowy spadek formy, zarówno bohatera, jak i jego autora. Co ciekawe jednak, książkę czyta się nadal bardzo dobrze, fabuła, mimo sporej dawki naturalizmu, okrucieństwa i literackiego turpizmu, wciąga. Jest zdecydowanie mniej skomplikowana w porównaniu do wcześniejszych powieści Krajewskiego, ale także bardziej rozczarowuje.
„Arena szczurów” Marka Krajewskiego w mojej opinii to jedna ze słabszych pozycji tego autora. Z jednej strony ciekawy pomysł na fabułę, lubiana przez czytelników postać Edwarda Popielskiego, z drugiej rozczarowujące poprowadzenie wątków, brak charakterystycznych dla wcześniejszych powieści sarkastycznego humoru. Fabuła wypełniona jest szczegółowymi opisami okrutnych tortur, które jakimś cudem udaje się Popielskiemu przeżyć. Postaci drugoplanowe przewijają się w książce dość chaotycznie, a choć są ważne, to ich potencjał zdaje się, nie jest odpowiednio wykorzystany. Broni się wątek syna Popielskiego – Wacława Remusa, który musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy aby ocalić siebie, można zabić niewinnych ludzi? Tę zagadkę Remus rozwiązuje, poznając tym samym kolejne tajemnice z życia ojca.
Przyznam, że bardzo czekałem na kolejne spotkanie z Edwardem Popielskim. Niestety, okazało się ono dość rozczarowujące. Nie jest „Arena szczurów” książką złą – to nadal bardzo sprawnie napisana historia, ale moje oczekiwania wobec niej były zdecydowanie większe. Kto wie, może następnym razem?
Nowalijki oceniają: 3/6