Plan był prosty. Wraz z początkiem wakacji/urlopu/upalnej pogody postanowiłem przeczytać, na dobre rozpoczęcie kanikuły, lekką powieść z gatunku, po który sięgam sporadycznie. Mając w pamięci całkiem udaną przygodę z komediami romantycznymi, zdecydowałem się sięgnąć po książkę Beach read Emily Henry. Uczciwie przyznam, że dałem się nabrać na miłą dla oka okładkę i pełne zachwytu opinie. Ostatecznie skończyłem tę powieść z mieszanymi uczuciami. O Beach read nie mogę napisać, że to komedia romantyczna, raczej powieść obyczajowa z jej elementami, poprawna, a momentami co najwyżej dobra, historia o sporym potencjale, którego jednak autorka w pełni nie wykorzystała, wkładając do jednego worka o jeden lub dwa wątki za dużo. W efekcie lektura niemiłosiernie mi się ciągnęła, choć do najnieprzyjemniejszych nie należała, a najgorsze w tym wszystkim jest fakt, że Henry nie wyszła poza ramy gatunku, serwując czytelnikom jedną wielką kliszę. Nic w tym złego, bo to idealna książka na letnie popołudnie – do przeczytania i do zapomnienia, no chyba, że ktoś ma pamięć wzrokową, wtedy oczywiście będzie kojarzył miłą dla oka, wielce instagramową okładkę
Młoda i odnosząca sukcesy autorka romansów January Andrews przeżywa kryzys pisarski i problemy osobiste. Niespodziewanie otrzymuje w spadku dom przy plaży, do którego przeprowadza się, aby nabrać dystansu wobec życiowych rozterek. Szybko okazuje się, że jej najbliższym sąsiadem jest znany pisarz Augustus Everett, z którym January łączyła wspólna przeszłość. Spotkanie po latach nie okazało się specjalnie udane, ale w (komediach?) romantycznych oznacza to jedno … Dodatkowo, oboje postanawiają wymienić się gatunkami i napisać nowe książki inne od dotychczas wydawanych. Oboje mają na to czas do końca lata. Oboje także zmagają się z twórczą blokadą. A jak wiadomo, nic tak nie łączy, jak wspólne problemy oraz wzajemna antypatia. Wszystko, oczywiście, do czasu.
Jako czytelnik, który po romanse/komedie romantyczne sięga stosunkowo rzadko, nie mam jakichś wielkich oczekiwań wobec tego gatunku. Służy on przede wszystkim rozrywce i jeśli powieść jest sprawnie napisana, nic nie stoi na przeszkodzie, aby dobrze ją ocenić. Beach read plasuje się gdzieś pomiędzy. Sam pomył na fabułę, choć nieproponujący niczego nowego, wydaje się ciekawy. I może gdyby Emily Henry skupiła się na jednym wyrazistym aspekcie swojej fabuły, nie czepiałbym się szczegółów. Ale to w nich, jak wiadomo, tkwi diabeł. Główna bohaterka, blisko trzydziestki, zachowuje się infantylnie jak nastolatka i wielokrotnie musiałem sobie przypominać, że akcja Beach read dzieje się w środowisku ludzi dorosłych, którzy mają za sobą pewne doświadczenia życiowe. Obok głównego wątku – od nienawiści do miłości, czytelnik śledzi także motyw traumy po rozstaniu i przede wszystkim śmierci bliskiej osoby, czyta o blokadzie twórczej i otrzymuje książkę (na swój sposób) autotematyczną, związaną z codziennością autorów poczytnych książek. Niby w porządku, ponieważ autorka stara się wzbogacić historię January i Augustusa o dodatkowe elementy, ale wszystko to wydaje się powierzchowne, dodane trochę na siłę, właśnie po to, aby Beach read nie traktować tylko jako wakacyjnego czytadła. Uwagę zwraca także język powieści (a może raczej przekładu) przywołujący na myśl iście barokową ekwilibrystykę słowną – nie wiem: celowo, czy bardziej jako pastisz gatunku?
Beach read to także powieść, w której dostrzegam niewykorzystane możliwości. Mam na myśli zarówno losy bohaterów i ich życiowe wybory, jak i samą konstrukcję fabuły. Autorka wprowadziła klimat małego miasteczka, wymyśliła całkiem fajne postaci drugoplanowe z ogromnym potencjałem komediowym i co? I nic. Jedno i drugie przepadło gdzieś po drodze, chyba głównie dlatego, że Beach read to przede wszystkim opowieść o January i Augustusie, to oni mają skupić na tej historii całą uwagę czytelnika. A szkoda, ponieważ drugi plan miał szansę, aby książka zyskała na obiecywanej przez okładkę lekkości. Muszę także napisać, że od pewnego momentu lektura mocno mi się dłużyła, głównie chyba dlatego, że finał nie mógł być inny. Ba, nawet sceny w trudnych warunkach pogodowych autorka czytelnikowi nie oszczędziła. Przywołując moją ulubione porównanie, Beach read to odpowiednik filmu oryginalnego Netflixa – mocno rozreklamowany, miły dla oka i rozczarowujący swoją wtórnością. Z drugiej strony, szczególnie na wakacjach, lubimy historie, które już dobrze znamy. I może właśnie o to chodzi?
Informacje o książce
autorka Emily Henry
tytuł Beach read
przekład Aleksandra Weksej
Wydawnictwo Kobiece 2021
Nowalijki oceniają 3+/6
Ebook – Empik GO