Parafrazując pewne znane powiedzenie, mogę napisać, że lubimy książki, które już czytaliśmy. Nie mam oczywiście na myśli powtórnej lektury ulubionego tytułu, myślę raczej o preferowanym przez nas gatunku, na którym zawsze możemy polegać. Czasem jednak dobrze jest wyjść ze swojej sfery komfortu i sięgnąć po powieść, która wymyka się ulubionym ramom gatunkowym. Przykładem takiej książki jest debiutancka powieść angielskiego dziennikarza Stuarta Turtona. Siedem śmierci Evelyn Hardcastle to tylko z pozoru kryminał retro, w rzeczywistości miks gatunków, których połączenie wydaje się ryzykowne, a które ostatecznie okazało się strzałem w dziesiątkę. No może w dziewiątkę, bo do tego i owego można mieć pewne zastrzeżenia.
Do starej posiadłości Blackheath House przybywają goście na wystawny bal maskowy. Jak wytyczne gatunkowe każą, uczestnicy przyjęcia to zarówno przedstawiciele wyższych sfer, jak i służba domowa. Wszyscy goście dobrze się bawią, choć niektórzy z nich mają świadomość, że prawie dwie dekady temu w posiadłości doszło do wielkiego nieszczęścia. Czas płynie nieubłaganie i nie ma co rozpamiętywać dawnych dziejów. Historia jednak lubi się powtarzać i gdy goście oglądają pokaz sztucznych ogni, dochodzi do morderstwa. Ginie córka gospodarzy przyjęcia – piękna i tajemnicza Evelyn Hardcastle. Brzmi znajomo? Owszem, ale w tym momencie Stuart Turton zaskakuje, ponieważ … jego bohaterka umrze jeszcze kilka razy, a to dopiero początek niezwykłych wydarzeń w powieści.
Zaraz, zaraz … Evelyn Hardcastle umrze siedem razy? Ależ tak, a jeden z gości, młody Aiden Bishop, wcieli się w osiem osób, aby przeżyć ten sam dzień i odkryć, kto zabił córkę lorda Hardcastle. Jeśli uda mu się rozwiązać zagadkę, będzie mógł opuścić posiadłość, jeśli nie – cykl będzie powtarzał się w nieskończoność. Wśród gości jest ktoś, komu bardzo zależy, aby ciąg nie został przerwany.
Siedem śmierci Evelyn Hardcastle to zaskakujące i świeże spojrzenie na popularny gatunek powieści spod znaku kryminału retro. Autor sięga po sprawdzone elementy konstrukcji fabuły, wśród których nie mogło zabraknąć posępnej, otoczonej lasem posiadłości z rodzinnym cmentarzem, tajemnicy rodzinnej sprzed lat i całej galerii bohaterów, z których każdy ma coś do ukrycia. Ale cały nowatorski pomysł polega na tym, że bohaterowie wpadają w pułapkę czasu, zapętlają się w wydarzeniach oglądanych przez różne osoby, zawsze pod innym kątem, dzięki czemu zwracają uwagę na drobiazgi, które inna postać przegapiła lub po prostu ich nie dostrzegła. Aiden Bishop co i raz budzi się w ciele innego uczestnika przyjęcia i dzięki temu, mozolnie, ale sukcesywnie poznaje kolejne elementy układanki, wkładając tyle samo energii w rozwiązanie zagadki zabójstwa Evelyn Hardcastle, co unikając pułapek zastawionych przez tajemniczego wroga.
Debiutancka powieść Stuarta Turtona imponuje koronkową robotą. Fabuła Siedmiu śmierci Evelyn Hardcastle jest skomplikowana, od liczby bohaterów i wydarzeń może zakręcić się w głowie, a sama historia opisana na kartach powieści długo wydaje się chaosem trudnym do okiełznania. Pomysł na książkę można docenić dopiero po jej przeczytaniu i tu dostrzegam zarówno jego siłę, jak słabość. Mnie ta opowieść wciągnęła na całego, ale zdaję sobie sprawę, że ten początkowy chaos może skutecznie zniechęcić czytelnika do śledzenia losów bohaterów przyjęcia w Blackheath House. Pomieszanie gatunków również nie musi spotkać się z przychylnym przyjęciem, ale to oczywiście już tylko i wyłącznie kwestia nastawienia czytelnika.
Gdyby Stuart Turton napisał Siedem śmierci Evelyn Hardcastle gdzieś na początku lat 90., jego powieść szybko zostałaby okrzyknięta postmodernistyczną. I nie byłoby w tym określeniu krzty przesady. Mroczna, klaustrofobiczna atmosfera, rozciągnięta do granic możliwości czasoprzestrzeń, wreszcie przebiegła i inteligentna zabawa autora z bohaterami, a przede wszystkim z czytelnikami, w kota i myszkę – to wszystko składa się na moją wysoką ocenę debiutu brytyjskiego dziennikarza. Mimo że chwilami miałem ochotę cisnąć książką w kąt, paradoksalnie jednak nie byłem w stanie się od niej oderwać. I kiedy przeczytałem ostatnie zdanie Siedmiu śmierci Evelyn Hardcastle pomyślałem sobie, że Agatha Christie byłaby zachwycona. Ciekawe tylko, czy klimat powieści przyrównałaby do Incepcji, czy może raczej do Czarnego lustra, w którego krzywym zwierciadle odbija się Dzień świstaka?
Informacje o książce
autor Stuart Turton
tytuł Siedem śmierci Evelyn Hardcastle
tytuł oryginału The Seven Deaths of Evelyn Hardcastle
przekład Łukasz Praski
Wydawnictwo Albatros
miejsce i rok wydania Warszawa 2019
liczba stron 512
egzemplarz recenzencki
Nowalijki oceniają 5-/6
Dziękuję Wydawnictwu Albatros za udostępnienie egzemplarza do recenzji.