Kuba Wojtaszczyk „Portret trumienny”
|
okładka książki ze strony wydawcy |
Do tej pory nie doceniałem za bardzo siły mediów społecznościowych a szkoda, bo gdybym uważniej je śledził, szybciej trafiłbym na debiut prozatorski Kuby Wojtaszczyka. Zaintrygował mnie już sam tytuł książki, który ewidentnie nawiązuje do mojej ulubionej estetyki baroku. A to już dobry początek. Przyznaję, że do polskiej literatury współczesnej mam stosunek co najmniej ambiwalentny, ale w tym przypadku intuicja mnie nie zawiodła i wybór kolejnej lektury okazał się trafny.
Oto Aleksander Krzyszowski, młody kurator w galerii sztuki, na chwilę musi porzucić wielkomiejskie życie i w ważnej sprawie wyjechać do rodzinnego miasteczka. Tym doniosłym wydarzeniem są urodziny matki bohatera, podczas których spotyka się cała familia Krzyszowskich wraz z licznymi „odnogami”. Już od pierwszych stron książki wiemy, że to spotkanie nie może być udane. I oczywiście nie jest. Pomysł z zebraniem wszystkich przy suto zastawionym stole okazuje się celnym zabiegiem stylistycznym. W oparach wypijanego alkoholu goście urodzinowego przyjęcia tracą nie tylko pion, ale i dobre maniery. Przerzucają się frazesami, zasłyszanymi w telewizji i serialach półprawdami, bezceremonialnie oceniają innych i wydają jedynie słuszne wyroki. A mają na kim się skupić, gdyż główny bohater (gej zresztą) wciąż się nie ożenił (bo i jak?) i wykonuje beznadziejny zawód, siostra bohatera ma dziecko i partnera, ale żyje bez ślubu. Prowincjonalna rodzina też ma sporo do ukrycia, ale przecież łatwiej skupić się na innych. Im dłużej trwają urodziny, tym bardziej atmosfera się zagęszcza i narasta napięcie, które musi doprowadzić do … A właśnie, zakończenie książki jest zaskakując i mocne, mnie mocno rozśmieszyło, gdyż idealnie wpisało się w konwencję powieści. Jakie to zakończenie, cóż takich smaczków się nie zdradza, trzeba samemu przeczytać.
Autorowi tego niewielkiego (tylko 136 stron) debiutu zarzuca się stereotypowe podejście do postaci, powierzchowność i słabe poczucie humoru. Ja się z takim ocenami nie zgadzam. Trudno wymagać, aby na kilkudziesięciu stronach zawrzeć pogłębione studium filozoficzne przypadków polsko – polskich, naszych wad, lęków i zaburzonych relacji międzyludzkich. Oczywiście, postaci kreślone są grubą kreską, ale taki zabieg stylistyczny wyraźnie pozycjonuje je w świecie tej powieści. Nie uważam także, że bohaterowie nie są na swój sposób sympatyczni. Są – w swojej nieporadności w relacjach ze światem i codziennością. Aleksander Krzyszowski, neurotyk uzależniony od papierosów i jego rodzina z „polskiego piekła rodem”, to postaci jak z Woody’ego Allena ( i to z czasów „Hannah i jej sióstr” a nie „O północy w Paryżu”). I to uważam za komplement, bo uwielbiam Allena. Podobał mi się również zgryźliwy humor powieści i nagromadzenie absurdów, z którymi spotykamy się przecież na co dzień. Jest tam też sporo smaczków i odwołań do aktualnych wydarzeń, które wciąż rozpalają opinię publiczną.
Wieczór spędzony z książką (a właściwie ebookiem) Kuby Wojtaszczyka uważam za udany. W tej książce, jak w zwierciadle odbijają się wszystkie nasze narodowe ułomności i ograniczenia. I może dlatego to nie jest lektura dla każdego. Zdrowy dystans przy tym tekście jest mocno wskazany, a że czasem szpilka wbija się we własne ego, cóż … taki to efekt uboczny.
Autor, oczywiście na Facebooku, zapowiedział już nową powieść, mam nadzieję, że dłuższą i pozbawioną pewnych wad debiutu. Czekam na nią z dużym zainteresowaniem. A „Portret trumienny” polecam.
Nowalijki oceniają: 5/6